Dziennik cwaniaczka. Stara bieda - Jeff Kinney


DRUGI MIKOŁAJEK


Lubicie przygody Mikołajka? Psotnego chłopca, którego życie codzienne sprawia, że śmiejecie się do rozpuku i do łez także? A może po prosty lubicie się śmiać, bo kto śmiać się nie lubi? A więc koniecznie musicie sięgnąć po „Dzienniczek cwaniaczka”, nieważne ile macie lat, bo to znakomity antydepresant i porcja świetnej rozrywki dla małych i dużych!


Greg Heffley jest nastolatkiem z nadmiarem problemów i energii. Z jednej strony rodzina: mama z pomysłem na weekend bez elektroniki, bez której nie może Greg żyć, tata, który najwyraźniej upodobał sobie męczenie syna, bo o wszystko się czepia i kamerkę internetową także gdzieś zainstalował, rodzeństwo, z którego młodszy brat w ramach nauczania korzystania z WC biega bez majtek, a wreszcie dziadek, który wprowadza się do jego pokoju i zaczyna korzystać z komputera by szukać randek. Nie można oczywiście zapomnieć o uczłowieczonej świni, której bliżej do członka rodziny, niż zwierzaka domowego. Z drugiej czeka szkoła, a tam wycieczka, w jakiej nasz bohater nie chce brać udziału, bo oznacza zupełne odcięcie od współczesności, ale nie może mieć pewności, czy nie pojawi się coś, co jednak zmusi go do tego. To oczywiście ledwie czubek góry lodowej problemów Grega, ale ktoś taki jak on potrafi sobie z nimi radzić w rozbrajający sposób.


To już jedenasty tom serii, ale każdy, kto chciałby w tym właśnie miejscu zacząć swoją przygodę z Cwaniaczkiem niech się na waha tylko jak najszybciej chwyta tom w swoje ręce. Nie poczuje się za gubiony, nie poczuje się jakby był w środku cyklu, poczuje coś zupełnie innego – zachwyt tą opowieścią. I kiedy tylko zacznie czytać, nie wypuści już książki z rąk, śmiejąc się do łez. Ja nie wypuściłem. Nie potrafiłem się oderwać, nawet jak musiałem. Śmiałem się, cieszyłem, bawiłem jak dziecko i chciałem więcej. I jestem pewien, że każdy, kto sięgnie po „Starą biedę” czuł będzie to samo i tak samo, jak ja będzie reagował. Greg w końcu rozbraja, czym innym oczywiście dziecięcych czytelników, czym innym tych, którzy mają już swoje lata. Podobnie cała reszta bohaterów – nieporadnych, wypadkogennych, ale przy tym intrygująco myślących, których logika potrafi wywołać tak nową falę śmiechu, jak i przyznanie postaciom racji.


Świetne są też ilustracje. Bardzo proste, bez fajerwerków, takie jakby wyrwane z notesu, ale jak notes właśnie jest ta książka. Nawet cały tekst wpisany został w typowo zeszytowe linijki, a rysunki wypełniają strony na równi z nim, dopowiadając czasem coś do historii i uzupełniając ją. A przede wszystkim równie jak treść rozbrajając.


Od czasów „Mikołajka” nie czytałem równie zabawnej, pouczającej i bezkompromisowej historii dla dzieci, która aż tak poprawiłaby mi humor dlatego polecam ją Wam z czystym sumieniem. Wszystkie komplementy jakie dostała ta seria są jak najbardziej zasłużone, tak samo jak jej status i uznanie jakie zdobyła. Sięgnijcie koniecznie. I wyglądajcie kolejnego tomu, który już niebawem zagości na rynku.


Komentarze