Żona plantatora herbaty - Dinah Jefferies


HERBATA NIECO OSTYGŁA


Lubię herbatę. Może nie piję jej litrami, a w lato przede wszystkim sięgam po wersję mrożoną, ale jest to jeden z tych napojów, które cenię i chętnie poznaję nowe smaki. Co zatem z książką o herbacie? Odpowiadam: czemu nie! Opowieść o plantacji roślin służących do sporządzania tego naparu, o miłości i tajemnicach przeszłości brzmiała intrygująco. Sięgnąłem. I chociaż nie jest to historia, na jaką liczyłem, chociaż ta herbata ostygła nieco wraz z moim zapałem, nie mogę powiedzieć by była to zła książka.


Początek dwudziestego wieku. Młoda, zaledwie dziewiętnastoletnia Gwen Hooper, porzuca życie w Anglii i przenosi się w sam środek zupełnie egzotycznego jej świata, bo do Cejlonu. Jak można domyślić się po nazwie miejsca, jej życie w mocny sposób związane ma być z herbatą. Jej mąż, Laurence, jest bowiem plantatorem herbacianych krzewów, należących do jego rodziny od pokoleń. Czyżby na pięknej wyspie czekała ją sielanka i wspaniałe życie u boku wyśnionego mężczyzny? Wprawdzie Gwen tęskni za rodzinnymi stronami i bliskimi jej ludźmi, a na samym Cejlonie dzieje się istna robotnicza rewolucja, nie mniej czy może to stanowić wielki problem? Szybko jednak młoda kobieta zauważa, że jej mąż jakby stracił nią zainteresowanie, a wkrótce, snując się w samotności po okolicy, natrafia na dziwne znaleziska. Zarośnięty grób, dziecięce ubranka, zamknięte pomieszczenie… Rodzinne sekrety Laurence’a są tak ciekawe, jak pilnie strzeżone, ale i Gwen już niedługo przekona się co to znaczy posiadać podobne tajemnice…


To osobista książka. I przy okazji także powieść o ciekawej fabule (a właściwie ciekawie się zapowiadającej, bo autorce wkradło się wiele oczywistości i zbyt prostego podejścia do rzeczy, które powinny być woltą albo przynajmniej zaskoczeniem). Największym jednak jej minusem jest styl. Chociaż, co muszę podkreślić od razu, jest to kwestia subiektywna. Dinah Jefferies pisze bowiem w stricte kobiecy sposób, który do mnie nie przemówił. Co przeszkadzało? Na pewno nie rozpisywanie się nad widokami, bo nigdy nie przeszkadzają mi obszerne opisy, czy powolne prowadzenie akcji  (pod warunkiem, że jest to literacka wyższa półka i coś z tego płynie – wartość stylu, nieprzeciętność podejścia czy siła wizji). Więc co? Jej styl jest w pewien sposób naiwny, czasem brzmiący, jak z taniego romansu. Prosty w prezentacji, pomimo szczegółowości. Styl charakterystyczny dla literatury kobiecej, może więc do czytelniczek bardziej przemówi niż do mnie, niestety odbiorcy płci męskiej (i miłośnicy wyższej literatury) nie odnajdą się w takim klimacie.


Sama opowieść, jej poprowadzenie i emocje, które się pojawiają są jednak całkiem udane i potrafią spełnić swoje zadanie. I chociaż nie wszystkim „Żona plantatora herbaty” się spodoba, grupa docelowa odbiorców nie będzie zawiedziona.

Komentarze