LUDZIE
MÓWIĄ NA TO „ZAKOCHANIE”
Ayuka Hatta nie próżnuje. W
czwartym tomie następuje wreszcie rzecz, na którą czekali wszyscy czytelnicy
tej serii. Czy powinna mieć miejsce tak szybko? Cóż, a jakie to ma znaczenie,
kiedy całość czyta się znakomicie, lekko, przyjemnie i z dużymi emocjami?
Właśnie, a jakby za mało było Wam wrażeń, autorka przygotowała kilka
dodatkowych rzeczy, które sprawią, że nie tylko nie będziecie się nudzić, ale
dacie zaangażować w lekturę swoje własne uczucia.
Ona skłamała, że ma chłopaka, byle
nie wypaść z towarzystwa. On zgodził się udawać jej faceta w zamian za to, by
została jego pieskiem. Ranił ją, wykańczał psychicznie, traktował jak najgorszy
sadysta. A mimo to zakochała się w nim. W końcu jednak miała dość, rzuciła go i
zaczęła spotykać się z Kusakabe, przystojnym, czułym i dbającym o nią kolegą.
Teraz zaczyna zastanawiać się nad tym, co czuje.
W takiej sytuacji znalazła się
właśnie Erika. Z Kusakabe jest jej dobrze, ale to nie to. I wtedy w jej życiu
znów pojawia się Sata, który mówi wprost, że chce ją odzyskać. Jako swojego
pieska? Na coś takiego dziewczyna nie zamierza się zgodzić. Chce by powiedział
dlaczego pragnie jej z powrotem, chce by się określił. W końcu chłopak wyznaje
– w typowym dla sienie stylu, ale jednak – że się w niej zakochał. Nie zamierza
oczywiście być jaki inni faceci, nadal szorstko ją traktuje, ale przynajmniej
dziewczyna zyskuje u jego boku pozycję by walczyć o swoje. Happy End? Raczej
dopiero początek. Oto bowiem zaczyna się drugi rok liceum, związek Saty i Eriki
rozwija się, bo oboje trafiają do tej samej klasy, jest tam także najlepsza
przyjaciółka dziewczyny, Sanuś, jednak nie tylko. Do grupy dołączył bowiem
przystojny podrywacz, który, mimo iż ma dziewczynę, nie przepuści żadnej. Los
chce, że Erika musi siedzieć obok niego, a jakby tego było mało, oboje zostają
zaangażowani do komitetu w sprawie szkolnego biegu na orientację…
Za każdym razem, kiedy omawiam
dłuższą serię mangową, komiksową czy książkową, zastanawiam się co pisać przy
okazji kolejnych tomów. Nie inaczej jest w tym wypadku, bo że „Wilczycę i
Czarnego Księcia” czyta się znakomicie już pisałem. Tak samo, jak to, że akcja
pędzi tu na złamanie karku, a zarazem nie mamy wrażenia przesadnego jej
pospieszenia, że humor bawi, a emocje (teraz związane także z pewną
manipulującą bohaterami postacią) i miłosne uniesienia trafiają do serca
czytelnika. Ale czy można napisać coś innego, skoro nic się nie zmieniło?
Jedyną różnicę, jaką można zauważyć
w stosunku do poprzednich tomów – a przynajmniej poprzednich dwóch – jest to,
że tym razem nie mamy bonusowego oneshota. Nie brak jednak dodatków, bo z
okazji jubileuszu pierwszej okładki, czytelnicy dostają galerię z Satą ubranym
w najróżniejsze stroje. Grafiki te, jak i w całej reszcie komiksu, są po prostu
świetne. Delikatne, ale znakomicie przedstawione.
W skrócie, „Wilczyca i Czarny
Książę” to kawał znakomitej mangi shōjo, która spodoba się nie tylko żeńskiej części
czytelników. Każdy, kto ma w sobie trochę romantyzmu będzie bawił się
znakomicie. polecam.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz