JAK
„SIN CITY”
Jeżeli jakiś komiks ma na okładce
logo Vertigo, każdy miłośnik opowieści graficznych wie, co czeka na niego w
środku. Dojrzałe, mocne, przeznaczone dla dorosłych historie, które przede
wszystkim niemal zawsze prezentują rewelacyjny poziom. "100 naboi",
opus magnum duetu Azzarello / Risso, należy do najlepszych z nich. Genialna w
swej prostocie, doskonale poprowadzona i obłędnie zilustrowana (nie sugerujcie
się okładką, środek jest o niebo lepszy) seria, nieprzerwanie zachwyca i
stanowi jedno z najlepszych dzieł w historii komiksu w ogóle.
Każdy z nas był w sytuacji, w
której chciał się na kimś zemścić, ale co by zrobił gdyby rzeczywiście mógł tego
dokonać? I to w sposób ostateczny? Pewien mężczyzna przedstawiający się jako agent
Graves daje ludziom taką możliwość – a dokładniej broń, tytułowe sto naboi,
informacje na temat osób, które zrujnowały im życie i gwarancję, że nie poniosą
żadnych konsekwencji. Kim jednak tak naprawdę jest? I jakie cele przyświecają
jego krucjacie? To starają się zrozumieć jego dawni towarzysze. Shepherd
spotyka się z Benito by omówić sytuację. Graves nie powinien żyć, ale żyje. Nikt
nie wie o co mu chodzi, a obaj mają podzielone zdania na temat tego, jak
powinni postąpić. Czy lepiej znów spróbować go wyeliminować, czy może poczekać
na rozwój wypadków i odkryć dzięki temu jego motywy?
"100 naboi", podobnie jak
"Sin City" , opiera się na jednej - i gatunkowo bardzo zbliżonej -
idei, którą twórcy konsekwentnie rozwijają, tworząc coś niesamowitego. Tu i tam
mamy do czynienia z historią senscyjno-kryminalną, pełną twardych facetów i
równie twardych, a zarazem seksownych kobiet. Świat, w którym przyszło im żyć
jest brudny i brutalny. W obu przypadkach mamy też do czynienia z
autonomicznymi opowieściami składającymi się w większą całość za sprawą
powracających wątków i postaci. I zarówno "100 naboi", jak i
"Sin City", zachwycają klimatem.
Największą siłą dzieła napisanego
przez Briana Azzarello nie są ani wielkie nowości fabularne, ani łamanie
schematów, ani też zaangażowana treść - choć trzeba przyznać, że historia
potrafi skłonić do myślenia i komentuje niejedno zjawisko społeczne - a zagadka
i strona obyczajowa. Tajemnica, która obecna jest na stronach serii od samego
początku, rozwijana niespiesznie i coraz bardziej rozbudowywana, bez przerwy
angażuje i intryguje człowieka. Wspomagają ją wątki jakże zwyczajne, codzienne.
Bliskie nam, nawet jeśli bohaterowie rzadko kiedy są zwykłymi, szarymi
obywatelami.
Zresztą te postacie też są
fascynujące. Takie ludzkie, takie żywe, takie przekonujące - krwiste i wcale nie
papierowe. Nie da się im nie współczuć, nie da się ich nie lubić albo nie
nienawidzić i to właśnie sprawia, że "100 naboi" tak bardzo angażuje
czytelnika. Do tego jest też świetna akcja, dobre tempo, różnorodne przygody i
doskonała szata graficzna, bardzo podobna do stylu, jakim w latach 90. operował
Frank Miller, autor "Sin City" (który swoją drogą w tym tomie zalicza
epizodyczny udział, jak zresztą wielu innych znakomitych artystów). Świetne
wydanie to już tylko wisienka na torcie, ale jakże smakowita.
Czy trzeba dodawać coś więcej? To,
że polecam serię każdemu miłośnikowi dojrzałych opowieści graficznych to
jedynie formalność. Komiksy, takie jak ten spodobają się nawet tym, którzy
sensacyjnych historii nie znoszą.
Komentarze
Prześlij komentarz