FANTASY
DLA AMBITNYCH
Największym problemem ze
współczesną fantastyką jest jej przerażająca nijakość. Kiedy sięgam po jakiś
hit z tego gatunku, a w szczególności książki przeznaczone dla młodzieży,
jestem przerażony jak w ogóle można czytać coś tak źle napisanego. Jakby tego
było mało, także fabuły owych „dzieł” są małymi koszmarkami: skrojone wg tego
samego schematu, często pozbawione logiki, naiwne, infantylne, traktujące
czytelnika jakby w ogóle nie myślał… Podobne rzeczy można by tu mnożyć i
mnożyć. Są jednak pisarze, którzy pokazują nie tylko czym może być dobra
fantastyka, ale czym być powinna. Robin Hobb należy właśnie do tego grona, a każda
z jej powieści tylko potwierdza ten stan rzeczy.
„Złocisty błazen” to druga część
trylogii „Złotoskóry”, a zarazem ósma książka z cyklu „The Realm of the
Elderlings”. Powieść zaczyna się tam, gdzie skończył się poprzedni tom. Bastard
co prawda wykonał swoją misję, ale znów musiał zapłacić za to wysoką cenę. Stracił
bowiem swojego przyjaciela Ślepuna. Nie czas jednak na żałobę, Bastard musi
zająć się księciem, a to wmiesza go w kolejne dworskie intrygi. Intrygi tym
groźniejsze, że na włosku wisi wojna domowa. Znów więc to na jego barkach spoczną
losy królestwa…
Jaka jest twórczość Robin Hobb?
Przede wszystkim stanowi przeciwieństwo tego, o czym pisałem na wstępie. Jej
książki są więc dobrze napisane, językiem bogatym i pełnym, poza tym autorka
nawet z ogranych schematów jest w stanie wyciągnąć to, co najlepsze, dba by
wszystko było logiczne, dojrzałe i inteligentne. Oczywiście nie brak tu także
klimatu, akcji, popisów wyobraźni i wszystkiego tego, co składa się na gatunek
znany jako fantasy.
Oczywiście czytelnicy przyzwyczajeni
do współczesnej bylejakości mogą czuć się rozczarowani, w końcu dzieła Hobb
wymagać będą od nich czegoś więcej niż tylko bezmyślnego chłonięcia kolejnych
słów. Jednak każdy spragniony dobrej literatury czytelnik będzie ze „Złocistego
błazna” bardzo zadowolony. W końcu poza tym wszystkim, co wspomniałem już
powyżej, książka oferuje także mnóstwo emocji i nieco wzruszeń. Co prawda
zdarzają się w niej pewne dłużyzny, jednak cała reszta rekompensuje je aż
nadto.
Co się zaś tyczy samej wersji
audio, warto poświęcić jej kilka słów. Dobrze odczytana, w sposób wyraźny,
głosem przyjemnym w odbiorze i nie nużącym, wpada w ucho. Co prawda lektorowi nie
chce się zbyt mocno wczuwać w całość – może nie jest to historia dla niego –
ale stara się zarówno modulować głos, jak i dobrze oddawać samą opowieść. W skrócie
to dobra, rzemieślnicza robota, która broni się bez ozdobników. Miłośnicy audiobooków
będą z wykonania zadowoleni. Ja całość polecam gorąco i biorę się za słuchanie
kolejnego tomu.
Komentarze
Prześlij komentarz