Złocisty błazen - Robin Hobb (czyta: Maciej Więckowski)

FANTASY DLA AMBITNYCH


Największym problemem ze współczesną fantastyką jest jej przerażająca nijakość. Kiedy sięgam po jakiś hit z tego gatunku, a w szczególności książki przeznaczone dla młodzieży, jestem przerażony jak w ogóle można czytać coś tak źle napisanego. Jakby tego było mało, także fabuły owych „dzieł” są małymi koszmarkami: skrojone wg tego samego schematu, często pozbawione logiki, naiwne, infantylne, traktujące czytelnika jakby w ogóle nie myślał… Podobne rzeczy można by tu mnożyć i mnożyć. Są jednak pisarze, którzy pokazują nie tylko czym może być dobra fantastyka, ale czym być powinna. Robin Hobb należy właśnie do tego grona, a każda z jej powieści tylko potwierdza ten stan rzeczy.


„Złocisty błazen” to druga część trylogii „Złotoskóry”, a zarazem ósma książka z cyklu „The Realm of the Elderlings”. Powieść zaczyna się tam, gdzie skończył się poprzedni tom. Bastard co prawda wykonał swoją misję, ale znów musiał zapłacić za to wysoką cenę. Stracił bowiem swojego przyjaciela Ślepuna. Nie czas jednak na żałobę, Bastard musi zająć się księciem, a to wmiesza go w kolejne dworskie intrygi. Intrygi tym groźniejsze, że na włosku wisi wojna domowa. Znów więc to na jego barkach spoczną losy królestwa…


Jaka jest twórczość Robin Hobb? Przede wszystkim stanowi przeciwieństwo tego, o czym pisałem na wstępie. Jej książki są więc dobrze napisane, językiem bogatym i pełnym, poza tym autorka nawet z ogranych schematów jest w stanie wyciągnąć to, co najlepsze, dba by wszystko było logiczne, dojrzałe i inteligentne. Oczywiście nie brak tu także klimatu, akcji, popisów wyobraźni i wszystkiego tego, co składa się na gatunek znany jako fantasy.


Oczywiście czytelnicy przyzwyczajeni do współczesnej bylejakości mogą czuć się rozczarowani, w końcu dzieła Hobb wymagać będą od nich czegoś więcej niż tylko bezmyślnego chłonięcia kolejnych słów. Jednak każdy spragniony dobrej literatury czytelnik będzie ze „Złocistego błazna” bardzo zadowolony. W końcu poza tym wszystkim, co wspomniałem już powyżej, książka oferuje także mnóstwo emocji i nieco wzruszeń. Co prawda zdarzają się w niej pewne dłużyzny, jednak cała reszta rekompensuje je aż nadto.


Co się zaś tyczy samej wersji audio, warto poświęcić jej kilka słów. Dobrze odczytana, w sposób wyraźny, głosem przyjemnym w odbiorze i nie nużącym, wpada w ucho. Co prawda lektorowi nie chce się zbyt mocno wczuwać w całość – może nie jest to historia dla niego – ale stara się zarówno modulować głos, jak i dobrze oddawać samą opowieść. W skrócie to dobra, rzemieślnicza robota, która broni się bez ozdobników. Miłośnicy audiobooków będą z wykonania zadowoleni. Ja całość polecam gorąco i biorę się za słuchanie kolejnego tomu.

Komentarze