MECZ
DOBIEGA KOŃCA
I w końcu jest. ostatni tom
„Kuroko” trafił wreszcie w moje ręce. Kiedy zaczynałem przygodę z tą serią, nie
miałem pojęcia, że potrwa ona tak długo. Chociaż nie znoszę sportu, sięgnąłem
po nią na fali ochoty na kolejne shouneny, a także zachęcony samym wyglądem
mangi. Nie sądziłem, że może mi się szczególnie spodobać, a jednak. W krótkim
czasie pochłonąłem 29 tomów i teraz, po dłuższe przerwie, dane mi było
przeczytać finał. I cóż mogę powiedzieć teraz, gdy całość jest już za mną? To
samo, co wcześniej – że było warto i że każdy miłośnik shounenów powinien
poznać „Kuroko’s Basket” nawet jeśli ma alergię na wszelką sportową
rywalizację.
Trwa finałowy mecz Seirin kontra
Rakuzan. Do niedawna to ci drudzy prowadzili, potem losy się odwróciły i drużyna
Kuroko zaczęła punktować, ale Akashi zdołał wejść w zone i pokazał, że jest w
stanie zastąpić całą swoją drużynę sam jeden. A jednak, dzięki połączonym siłom
Kuroko i Kagamigo, udało się go zatrzymać i Seirin znów kontratakuje. Sytuacja wydaje
się odwracać na ich korzyść, ale do końca zostało jeszcze kilka minut i wciąż
może zdarzyć się wszystko. Dosłownie. Kto wygra w tym starciu? Jakie będą
konsekwencje wygranej i przegranej? I czy Kagamiemu uda się otworzyć drugie
drzwi, które widzi będąc w zone?
Lekka, prosta, ale dynamiczna –
taka w skrócie jest ta seria. Kto czyta shouneny, wie doskonale czego się po
niej spodziewać. Może i bohaterowie są koszykarzami, jednak to tylko nazwa. Pod
każdym względem są przede wszystkim wojownikami, którzy walczą o swój cel. Na
ich drodze nie brak więc wielu potężnych przeciwników, którzy autentycznie
zagrażają ich zdrowiu, a oni sami – podobnie jak wrogowie – są posiadaczami
niezwykłych zdolności. Akcja pędzi więc na złamanie karku, całość jest
widowiskowa i imponująca, a przy okazji wywołuje wiele emocji. Oczywiście nie
brakuje tu także sporej dawki humoru, a i ci stęsknieni za spokojniejszą akcją,
znajdą w serii coś dla siebie.
Jednocześnie, omawiając jakikolwiek
komiks, nie można zapomnieć o szacie graficznej. I tu chcę poruszyć kwestię,
którą zostawiłem sobie na sam koniec, pomijając ją konsekwentnie przy omawianiu
poprzednich tomów. O co chodzi? O to, jak rozwijały się ilustracje autora.
Zaczęło się lekko, dość prosto, ale
talentem i klimatem. Wszystko wyglądało dobrze, jednak z czasem autor
zaczął rozwijać swoje ilustracje. Zachował ich nieskomplikowaną formę, ale z
kolejnymi tomami poprawiała się jakość całości. Pojawiało się więcej detali i
więcej realizmu. Co tylko należy zaliczyć całości in plus.
Kto więc lubi shouneny, nie
zawiedzie się na „Kuroko”. To naprawdę dobra seria i warta poznania. Aż szkoda,
że to już koniec.
Komentarze
Prześlij komentarz