SMERFY
CHŁOPCY, SMERFY DZIEWCZYNY
„Smerfy” od dawna nie są już tylko
dziełem Peyo, ich twórcy i ojca. Najpierw zaadaptowała je telewizja, potem
sięgnęli po nie kontynuatorzy spuścizny belgijskiego mistrza, w tym jego własny
syn, a wreszcie także kino. Oczywiście między innymi. Teraz, obok komiksów
autora i albumów jego następców, na rynku dostępna jest jeszcze jedna seria. „Smerfy
i Wioska Dziewczyn”, bo o niej mowa, to rozwinięcie filmowego uniwersum, jakże
różniące się od pozostałych dzieł, chociaż jednocześnie wciąż całkiem udane i
warte poznania, jeśli lubicie małe, niebieskie skrzaty.
Zaczarowany Las znów jest
zagrożony, ale kiedy zaczyna się akcja tego albumu, nic jeszcze na to nie
wskazuje. Oto bowiem Smerfy-dziewczyny, jak co roku urządzają zawody. Zawsze
wygrywa je najsilniejsza z nich, Burza, jednak tym razem wszystko stoi pod
znakiem zapytania. Dlaczego? Bo do zabawy dołączają Smerfy, które zdążyły się
już przyzwyczaić do istnienia koleżanek, a Osiłek może być dużym zagrożeniem
dla Burzy. Niestety, to nie jedyne zagrożenie, jakie czai się na horyzoncie i
już wkrótce Smerfy i ich przyjaciółki będą musiały wyruszyć w nieznane, nie
wiedząc z jakim niebezpieczeństwem przyjdzie im się zmierzyć…
To, co napisałem na wstępie, nie
jest do końca prawda, bo serii ze Smerfami jest o wiele więcej, niż wymieniłem,
skupiłem się jednak tylko na tych dostępnych w Polsce. Poza tym pewne
rozdzielanie „Smerfów” tworzonych przez kontynuatorów spuścizny Peyo od
liczącej na razie dwa albumy serii „Smerfy i Wioska Dziewczyn” też nie jest do
końca właściwie. W końcu za oba tytuły odpowiadają właściwie ci sami ludzie.
Rzecz w tym, że opowieści o dobrze nam znanych niebieskich stworkach i te,
traktujące o ich koleżankach, różnią się od siebie bardzo wyraźnie.
Nie jeśli chodzi o scenariusz. Co
prawda „Wioska Dziewczyn”, tak, jak i kinowe filmy, jest prostsza niż główne
opowieści, mniej w niej satyry i głębi, a więcej typowych dla komiksu
dziecięcego elementów, niemniej czyta się ją dobrze, z przyjemnością i
pojawiającym się co i rusz na twarzy uśmiechem. Ten tom zresztą jest lepszy od
poprzedniego. Tu mamy w końcu jedną długą i całkiem udaną opowieść, tam czekało
na nas kilka luźno ze sobą powiązanych historyjek, dość samodzielnych, ale
jednocześnie mocno odnoszących się do wydarzeń i ostatniej kinowej odsłony
przygód Smerfów – i właśnie fakt bardziej spójnej treści działa na korzyść
„Zdrady Jaskierki”.
Największą różnicę między tym
albumem, a klasyką, widać przede wszystkim w rysunkach. O ile kreska jest
bardzo podobna do tej, jaką operował Peyo (zresztą jego kontynuatorzy
udowodnili, że potrafią rysować dokładnie tak samo, jak on), to już kolor
wygląda zupełnie inaczej. Są co prawda momenty, gdy zbliża się do pierwowzoru, jest
jednak bardziej złożony, mniej stonowany i pełen typowych dla współczesnych
komiksów fajerwerków. Dzieciom się to jednak spodoba, zresztą ma to swój urok,
choć nie robi już tak dużego wrażenia, jak zachwycająca swoją prostotą klasyka.
Tak czy inaczej: warto „Smerfy i
Wioska Dziewczyn” poznać. To inne, ale ciekawe spojrzenie na świat małych,
niebieskich stworków, które spodoba się ich najmłodszym fanom. Niezmiennie więc
polecam, bo całość budzi we mnie wiele sentymentów.
A wydawnictwu Egmont dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz