King co prawda w ostatnich latach
nie tworzy już naprawdę genialnych książek, jak to zdarzało mu się wcześniej,
ale nie pisze też dzieł zupełnie złych. Każda, nawet najbardziej wtórna i
przewidywalna jego powieść trzyma dobry poziom i dostarcza naprawdę świetnej
rozrywki, której próżno szukać w tworach innych, bestsellerowych pisarzy. Nie
inaczej jest z "Uniesieniem", nowelką bardzo sympatyczną, choć opartą
już na znanym z "Chudszego" motywie, nie zaskakującą szczególnie, ale
jakże znakomitą w odbiorze.
Scott Carey traci na wadze. Jest postawnym
mężczyzną, wysokim i nie narzekającym na niedowagę, więc powinien się z tego
faktu cieszyć, ale coś jednak jest nie tak. I to bardzo. Scott zaczyna się
obawiać, że może być chory, jednak i to nie byłaby odpowiedź na gnębiące go
pytanie, co właściwie się dzieje. Bo nie ważne czy jest ubrany, czy też nie
albo czy czymś się dociąża, waga wciąż pokazuje taką samą wartość. Dodatkowo każdego
dnia wartość ta coraz bardziej się zmniejsza. O dziwo, tajemnicze przekleństwo
staje się dla niego szansą na odmianę swojego życia i wykrzesanie z niego
wszystkiego, co najlepsze. Niestety, coś złego dzieje się w Castle Rock i to
chyba on będzie musiał zająć się problemami…
Komu podobała się nowelka „Pudełko
z guzikami Gwendy”, ten i z „Uniesienia” będzie zadowolony. Mi, długoletniemu
miłośnikowi twórczości Króla Horroru obie książki przypadły do gustu i bawiłem
się z nimi naprawdę świetnie. Krótko, to prawda, ale jednak znakomicie, a
niewielka objętość całości sprawiła, że nie spotkałem tu dłużyzn, które tak
często zdarzają się w jego, rozpisywanych przecież nawet i na tysiąc stron,
powieściach. Owszem, były też i opowiadania Kinga, które dłużyły się
niemiłosiernie, dlatego tym bardziej należy docenić „Uniesienie”, którego
lekkość autentycznie wciąga i jest po prostu przyjemna.
Oczywiście wiadomo, że całość jest
świetnie napisana, bo autor z Maine przez lata osiągnął mistrzostwo w
operowaniu słowem – nie mówię tu o mistrzostwie pokroju gigantów literatury
wyższej, ale takim, jakie w powieściach rozrywkowych z nutą czegoś ponad
znaleźć można – co jednak z samą fabuła. A to bardzo istotne pytanie, bo pisarz
od dawna wręcz pasjami kopiuje swoje własne pomysły. Takie „Lśnienie” np.
powielił potem m.in. w „Worku kości” czy „Ręce mistrza”, podobnie rzecz miała
się z „Misery”, której lustrzanym odbiciem była „Gra Geralda” i paroma innymi
dziełami. „Uniesienie” natomiast brzmi, jak „Chudszy”, powieść, którą King
napisał pod pseudonimem Richard Bachman (i która stała się przyczyną
zdemaskowania jego nom de plume) – tu mamy mężczyznę, który traci na wadze,
choć nie chudnie, tam człowieka chudnącego w zastraszającym tempie.
Ale na szczęście i tym razem Król
zdołał wykrzesać z wtórnego motywu coś naprawdę udanego. Całość jakiś pomysł na
siebie ma, ma też konkretną akcję, niezły klimat i standardowy zestaw
kingowskich bohaterów, dobrze skrojonych i wyrazistych. I jest jeszcze Castle
Rock, miejsce akcji wielu powieści i opowiadań Kinga, które ostatnio stało się
bohaterem serialu telewizyjnego pod takim właśnie tytułem – miasteczko
sentymentalne dla miłośników twórczości autora i przywołujące niejedno
wspomnienie.
W skrócie: King znów nie zawiódł. Miłośnicy
jego twórczości, jak i nowi czytelnicy, którzy chcą dobrej fantastyki z
dreszczykiem, będą bardzo zadowoleni. Ja jak zawsze polecam gorąco i mam
nadzieję, że Król nigdy już nie straci tak dobrego poziomu.
Komentarze
Prześlij komentarz