RYTM
NIEMAL ZŁAPANY
W drugim tomie „Księgi Vanitasa”,
opowieść zaczyna rozwijać się coraz bardziej i nabiera tempa typowego dla
shounenów. Co ciekawe, autorka nie rozwleka tu tematyki tajemnic i – podobnie,
jak w pierwszym tomie – dość szybko udziela nam odpowiedzi na istotne pytania.
Nadal jest jednak co odkrywać i poznawać, dlatego całość czyta się szybko i
przyjemnie. I nawet jeśli nie jest to żadna wybitna historia, po drugim tomie
mam ochotę na więcej.
Noé to młody wampir, który na
polecenie swojego mistrza wybrał się w podróż do Paryża, żeby zbadać sprawę
legendarnego grymuaru, potrafiącego zesłać na krwiopijców klątwę gorszą niż
śmierć. To tu poznał człowieka każącego nazywać się mianem Vanitasa, posiadacza
owej księgi i zarazem spadkobiercę jej twórcy, który jej moc wykorzystuje nie
do szerzenia klątwy, a wyleczenia z niej wampirów. Razem połączyli siły, by
pomóc panience Amélie, a teraz przebywają w posiadłości hrabiego Orloka, który
chcąc nie chcąc musiał przekonać się do możliwości grymuaru. Tak zawiązany
zostaje pakt, w którym Vanitas będzie leczył kolejne wampiry, a hrabia w zamian
będzie mu podsuwał owych pacjentów, ułatwiając zadanie. Ale to nie jedyny problem,
z którym trzeba się zmierzyć. Klątwa nie wzięła się znikąd, a wszystko wskazuje
na to, że prawdziwe imiona krwiopijców wypacza coś, co nosi nazwę Parady
Szarlatana. Noé odkrywa kilka faktów na ten temat, ale nie ma jeszcze
najmniejszego pojęcia, co na niego czeka.
Tymczasem na scenę wkracza
Dominique de Sade, bliska znajoma Noégo, która nie jest do końca szczęśliwa z
jego wyborów. Spotkanie ich wszystkich prowadzi do wyjawienia tajemnic Noégo,
jak i istnienia wampirów w ogóle. Nie oznacza to jednak, że wszystko staje się
jasne. Na wiele pytań wciąż nie ma odpowiedzi, a na bohaterów czeka niebezpieczne
starcie…
„Księga Vanitasa” to niezła manga,
tak najkrócej mogę ją podsumować. Tylko tyle i aż tyle. Mam bowiem wrażenie, że
wciąż nie potrafi do końca złapać swojego rytmu. W tym tomie już jest lepiej,
niemniej nadal ani nie jest to do końca shounen, ani horror. Jest tu akcja, są
walki, szybkie tempo i dużo humoru, jest też groza, a jednak całość tkwi w
jakby zawieszeniu na granicy obu gatunków, choć akurat w tym tomie i walki, i
horror mają się naprawdę dobrze. Podobnie jest z elementami kobiecymi, których
jest dużo, jak na mangę dla nastoletnich chłopców. Dopracowane stroje, dużo
ozdób, mnóstwo różnych detali, na które faceci nie zwracają uwagi, czasem
odwracało moją uwagę.
Ale i tak zabawa z „Vanitasem” jest
naprawdę udana. Całość nie nudzi, ma ciekawy klimat i jeśli tylko złapie
odpowiedni wiatr w żagle, ma szansę wybić się ponad kolejną niezłą opowieść
akcji. Czekam zatem na ten moment, ale nawet jeśli nie nastąpi (a przynajmniej
jeśli nie nastąpi w pełni, bo częściowo cykl osiąga ten pułap już w tym tomie)
i tak warto jest „Księgę” poznać. Dlatego też miłośnikom shounenów i lekkich
horrorów polecam całość z czystym sercem.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz