WOJNA
O OKLAHOMĘ
Kolejne dwa miesiące minęły i na
rynku pojawiły się dwa nowe albumy „Lucky Luke’a”. Tradycyjnie już pierwszym z
nich jest klasyczna opowieść z wczesnych lat wydawania serii, drugim jedna ze
świeższych odsłon serii. I równie tradycyjnie zaczynam od omówienia pierwszej z
nich, napisanej przez niezrównanego René Goscinnego, który po raz kolejny
serwuje nam rozrywkę na naprawdę znakomitym poziomie, doskonałą zarówno dla
młodych czytelników chcących jedynie dobrej zabawy, jak i dorosłych odbiorców
liczących nie tylko na sentymentalne opowieści, ale także i solidną porcję
satyry.
Dziki Zachód się rozwija, postęp
idzie naprzód i dociera do coraz to dalszych zakątków Ameryki. A wraz z nimi
dociera także nasz dzielny, samotny kowboj Lucky Luke, który strzela szybciej
od własnego cienia. Tym razem wiatr zmian posyła go na niezaludnione jeszcze
(kluczowym słowem jest tu oczywiście „jeszcze”) tereny Oklahomy. Ziemie kupione
od Indian mają właśnie zostać skolonizowane, a jak wiadomo takie akcje nigdy
nie przebiegają bezproblemowo. Każdy chce uszczknąć z obszarów to, co
najlepsze, ktoś więc musi zadbać o to, by każdy miał tu równe szanse, a kto
może poradzić sobie lepiej z tym zdaniem, niż Lucky Luke? Oczywiście w tym
momencie zaczyna się swoista wojna na podstępy i intrygi, byle tylko osiągnąć
swój cel. Nasz dzielny kowboj nie wie jeszcze z jaką ludzką pomysłowością
przyjdzie mu się zmierzyć, ale i ludzie nie mają pojęcia, że nie powinni
zadzierać z kimś takim, jak on…
René Goscinny jeszcze nigdy nie
zawiódł moich oczekiwań. Być może w końcu nadejdzie taki moment, ale nie jest
to ta chwila. „Na podbój Oklahomy” to kolejny świetny komiks, wypełniony niepowtarzalnym
humorem i żartami, które autentycznie bawią i nie zestarzały się ani odrobinę. Wszystkie
one nie miałyby jednak sensu bez ciekawej treści, ale scenarzysta zadbał i o
to, a dzieło, jak już pisałem na
wstępie, dostarcza świetnej rozrywki zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Całość podlana została ponadczasową magia,
której nie da się ubrać w słowa i uzupełniona o historyczne ciekawostki odbite
w krzywym zwierciadle satyry, w której Goscinny był mistrzem. Jego fani na
pewno będą więc zadowoleni, tak samo zresztą jak wszyscy miłośnicy dobrego
komiksu, który pozostaje poza wszelkimi podziałami.
„Lucky Luke” to seria, która intryguje
i wciąga niezależnie ile macie lata i czy lubicie westerny, czy ich
nienawidzicie. Świetnie przy tym narysowana, w sposób klasyczny, cartoonowy,
ale zawsze miły dla oka i atrakcyjny mimo upływu lat, bardzo ładnie wydana,
nadaje się do polecenia właściwie każdemu. Kto szuka dobrej, rozrywkowej
opowieści, przy której bawić się będzie cała rodzina, koniecznie powinien
poznać przygody najszybszego kowboja na Dzikim Zachodzie. Czy to od tego tomu,
czy któregokolwiek innego – to nie ma znaczenia. Całość jest tak znakomita, że
na pewno nikt nie poprzestanie na jednym tylko albumie.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz