Neonomicon - Alan Moore, Jacen Burrows

TEN KOMIKS BYŁ PISANY DLA PIENIĘDZY


Tytuł mojej recenzji, parafraza słów hitu Republiki „Mamona”, mówi wszystko o najnowszym (przynajmniej z perspektywy polskiego rynku) dziele Alana Moore’a. „Neonomicon”, bo o nim mowa, powstał, bo Alan Moore potrzebował pilnie pieniędzy na rachunki. Gdyby więc ktoś inny stworzył to dzieło, pewnie powstałby gniot. Na szczęście Moore to nie tylko legenda branży, ale przede wszystkim prawdziwy geniusz, którego komiksy poza tym, że przeszły do historii, na zawsze odmieniły całe medium. I chociaż w tej opowieści scenarzysta nie wspina się na wyżyny swoich możliwości, serwuje nam kawał świetnej historii, którą czyta się z wielką przyjemnością.


Fabuła tej miniserii skupia się na agencie FBI, Aldo Saxie, który niedawno zajmował się sprawą piętnastu morderstw. Teraz mężczyzna przebywa w zakładzie psychiatrycznym, skazany na odsiadkę po dokonaniu dwóch zabójstw. Jak się tu znalazł? I co ze sprawcą, którego szukał? Podejmując zostawione przez niego tropy, para agentów Lamper i Brears postanawia ruszyć jego śladem i odkryć prawdę. Nie mają jeszcze najmniejszego pojęcia dokąd zaprowadzi ich to śledztwo, ani tym bardziej, czego takiego doświadczą…


Chociaż sam Alan Moore powtarza, że komiks powstał z inspiracji dziełami H.P. Lovecrafta – co widać, bo stanowi próbę opowiedzenia na nowo jego mitologii Cthulhu – w oczy rzuca się cała masa innych inspiracji. Zapożyczenia właściwie trudno jest zliczyć, bo choć seria zamknęła się na jedynie czterech zeszytach (plus dwóch wprowadzających), scenarzysta do jednego wora wrzucił wszystko, co mu do niego pasowało. Zaczynając od dwójki agentów, którzy aż nazbyt przypominają Muldera i Scully z niezapomnianego serialu „Z archiwum X”, a na odkrywania świata dziwactw seksualnych egzystującego tuż za zasłoną nudnej codzienności rodem z „Blue Velvet” czy  „8 mm” skończywszy. Niestrawny mix? Nic bardziej mylnego. Raczej kolejny hołd ulubionym motywom, dziełom i autorom.


Pod tym względem Moore kopiuje samego siebie z czasów „Ligii niezwykłych dżentelmenów”, gdzie skupił się na stworzeniu historii superhero opartej na bohaterach i scenach w wiktoriańskiej literatury. Jednocześnie chciał ukazać tu to, na co cenzura nie pozwalała autorom wiek temu. Tak zrodziło się dzieło podobnej do „Ligii” jakości. Nie wybitne, będące bardziej zabawą ulubionymi zabawkami, ale i tak bardzo dobre, wręcz ocierające się o rewelację.


Pewien minus stanowią jednak ilustracje. Jak każde dzieło Moore’a, tak i to najchętniej zobaczyłbym w genialnej szacie graficznej. Nie zrozumcie mnie źle, rysunki w „Neonomiconie” są niezłe, ale fabule nie dorównują. Całość jednak ogląda się przyjemnie i na pewno nie zawodzi. Miłośnicy Moore’a i horrorów będą z całości zadowoleni. I to bardzo. 

Komentarze