POPRZECZKA
PODNIESIONA
„The Promised Neverland” znów
podnosi poprzeczkę! Po świetnym początku i kilku emocjonujących tomach, gdzie
królowały niepewność, zagadki i narastające z każdym rozdziałem napięcie,
nadszedł moment, gdy padły najważniejsze odpowiedzi, a fabuła zmieniła się w
czystą akcję. Całość nadal czytało się dobrze, jednak seria sprawiała wrażenie
zmierzającej do szybkiego końca. Na szczęście w dziewiątym tomie, choć
dowiadujemy się jeszcze więcej, poziom całości się podnosi, a „Promised” wciąga
bardziej, niż przez ostatnie dwie, trzy części.
Kim jest Pan Minerva? Wrogiem czy
przyjacielem? I dlaczego wezwał ich w takie miejsce? To zasadzka, mająca rzucić
wszystkich na nowe, sekretne tereny łowieckie czy może ratunek?
Nowy sprzymierzeniec Emmy stawia
przed nią pytania, które wstrząsają dziewczynką. Przez długi czas chciał
otworzyć drzwi tajemniczego budynku unoszącego się na powierzchni stawu, jednak
nie miał klucza. Zdążył się już poddać, ale pojawienie się Emmy zmienia
wszystko. Gdy drzwi staną otworem, co takiego czeka na mężczyznę i dziecko? Czy
oboje dowiedzą się w końcu prawdy o intencjach Williama Minervy i zdołają
lepiej poznać jego samego i działania? I do czego ich to wszystko doprowadzi?
Pytania i zagadki, zaskoczenia,
nieoczekiwane zwroty akcji, sympatyczne postacie, nuta uroku, solidna dawka
grozy i jeszcze więcej zagrożenia. Bohaterowie nie mają chwili spokoju, ciągle
coś na nich czyha a nawet kiedy znajdują swoją ostoję – a raczej coś na ten kształt,
bo w świecie pełnym demonów trudno o coś więcej – nie mają pewności czy miejsce
to rzeczywiście jest dla nich ratunkiem. Tak samo jak nie mają pojęcia jakie są
właściwie intencje ludzi, którzy przychodzą im z pomocą. W końcu, jak nauczyło
ich życie, altruistów ten świat nie zrodził zbyt wielu.
Wszystko to sprawia, że trudno
traktować „Promised Neverland” jako odprężającą lekturę. Napięcie jest obecne
cały czas, mroczny i duszny klimat nie odpuszcza ani na chwilę, a akcja wciąga.
Całość czyta się za to szybko, przyjemnie także – w końcu dla przyjemności chce
się wzbudzać w sobie tego typu emocje, nawet jeśli w prawdziwym życiu nie
kojarzą się zbyt przyjemnie – a seria ta gwarantuje to wszystko na naprawdę
dobrym poziomie.
I świetnie przy tym zilustrowane. Rysunki
są urocze, ujmujące, ale i mroczne, klimatyczne i pełne dynamiki oraz
ekspresji. Dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, pełne zabaw z
perspektywą, które urzekają, wpadają w oko i doskonale oddają każdy aspekt
opowieści. W skrócie, „The Promised Neverland” to kawał świetnego survival
horroru dla starszych nastolatków. Rzecz, która dostarcza naprawdę świetnej
zabawy i emocji. Polecam gorąco.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz