BOBRY
DO BOJU
Dobra klasyka nigdy się nie
starzeje i nie zestarzał się także „Yakari”, choć od jego debiutu minęło już
ponad pół wieku. Wszyscy mogą się o tym przekonać sięgając po wznowienie od
Egmontu, którego dwa kolejne tomy właśnie pojawiły się na rynku. Jak na
humorystyczny komiks europejski przystało, całość jest zabawna, niegłupia i
atrakcyjna dla czytelników w każdym wieku, choć akurat w przypadku tej serii,
mamy do czynienia z rzeczą dedykowaną przede wszystkim najmłodszym miłośnikom
komiksu.
Po ciężkiej zimie, która niemal
skończyła się tragicznie dla Indian, nadchodzi w końcu czas ładnej pogody i
ciepłych dni. Yakari, który na Małym Piorunie, wybiera się nad rzeką, wkrótce
zostanie zaangażowany w nowe, szalone wydarzenia. Wszystko zaczyna się od
spotkania bobrów, które proszą go o pomoc w budowaniu tamy. To jednak zaledwie
początek, bo kiedy pojawi się wróg bobrów, wszystko się zmieni. Na gorsze…
„Yakari” to seria typowa dla swojej
szufladki gatunkowej. Inspirowana w pewnym stopniu Umpa-pą” Goscinnego i Uderzo
(twórców nieśmiertelnego „Asterika”), pod pewnymi względami kojarzący się także
siłą rzeczy z „Lucky Luke’iem”, który zdobył większą niż „Umpa-pa” sławę, jest
lekką, familijną komedią, którą serwuje czytelnikom pouczające przygody.
Oczywiście osadzone w realiach Dzikiego Zachodu, choć zaprezentowanych nam nie
z perspektywy kowboja, a Indian. Są jednak rzeczy, które wyróżniają „Yakariego”
dość mocno na tle wspominanych tytułów, co jedni uznają za spory plus, inni zaś
poczytywać będą in minus.
O czym mowa? Przede wszystkim o
dynamizmie i lekkości. Każda ze wspomnianych powyżej serii też je miała,
„Yakari” jednak jest mocno uproszczony, a dialogi w nim ograniczone zostały do
niezbędnego minimum. Dlatego fabuła opowiadana jest głównie za pomocą obrazów i
album pochłania się właściwie w pięć, dziesięć minut. Wszystko to sprawia, że
docelowy wiek odbiorcy jest dość niski, nie ma tu też satyry, która obecna była
w dziełach Goscinnego, ale nie znaczy to, że rzecz jest nieatrakcyjna dla
dorosłych. Wręcz przeciwnie. Mimo lekkości i prostoty, komiksy o Yakarim są
pełne uroku, bardzo sympatyczne, pouczające, ale i najzwyczajniej w świecie
ciekawe. Dużo przygód, dużo akcji, zapadający w pamięć bohaterowie, którzy
kupują naszą sympatię i bardzo przyjemny klimat składają się na coś, co polubi
każe dziecko – zarówno to prawdziwe, jak i wewnętrzne.
Wszystko to potęguje świetna szata
graficzna, mocno czerpiąca ze stylistyki prac ojca Smerfów, Peyo, ale tym
bardziej miła dla oka. Szczególnie, że autor naprawdę znakomicie oddał plenery,
roślinność i tym podobne detale. Do tego dochodzi świetny kolor i równie
świetne wydanie. Dzieci i dorośli, którzy nie zapomnieli jak to jest być
dzieckiem będą zadowoleni, dlatego polecam.
A wydawnictwu Egmont dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz