BIOGRAFIA
E-1027
Wydawnictwo Marginesy w swojej
krótkiej karierze publikowania komiksów, przyzwyczaiło nas, że w swojej ofercie
posiada głównie pozycje biograficzne. Nic więc dziwnego, że dwa rzucone właśnie
na rynek albumy zaliczają się do tego grona. Na początek jednak przyjrzę pierwszemu
z nich, zatytułowanemu „Eileen Gray: Dom pod słońcem”, tytułowi ciekawemu nie
tylko ze względu na fakt, że za szatę graficzną odpowiada tutaj polska
artystka.
Zanim jednak przejdę do konkretów
omawiania tej pozycji, kilka słów na temat jej treści.
Rzecz traktuje o tytułowej Eileen
Gray, XX-wiecznej artystce specjalizującwh się w wyrobach z laki, projektantce
wnętrz oraz architektce samouku. Jej kariera nie przebiegała najszczęśliwiej,
ale teraz, sto lat później, Eileen uważana jest za prekursorkę wielu innowacji,
w szczególności modernistycznego designu. Przed śmiercią starała się zniszczyć
wszystkie swoje prywatne dokumenty, żeby jej życie oceniane było jedynie przez
pryzmat jej twórczości. I chociaż po dziś dzień zachowały się setki jej dzieł
architektonicznych, tylko dwa istnieją w nienaruszonym stanie. Ale wśród nich
znalazł się najważniejsza z jej prac, dom E-1027, stworzony dla jej ówczesnego
kochanka, który stał się wypadkową jej idei i dopracowywanego latami stylu a
zarazem cenionym po dziś dzień arcydziełem. I właśnie kulisy powstawania tej
nadmorskiej willi, a także życie Eileen i jej czasy ukazuje nam właśnie ten
album.
I robi to w naprawdę dobrym stylu.
Nie wybitnym, ale jednak sympatycznym, z należytą powagą i dobrym uchwyceniem
zarówno samej pracy, losów bohaterki jak i historycznego tła. Scenariuszowo to po
prostu typowa biografia opowiedziana w równym stopniu przez pryzmat samego opus
magnum Eileen, jak i jej samej. Nie ma tu akademickiej nudy, nie ma sypania
faktami – jest człowiek i jego pasja, i wszystko to zostaje ukazane w sposób
lekki, przystępny i ciekawy. Nie ma tu nadmiaru tekstu, nie ma przesadnej
ilości dialogów ani ciężkości, choć jednocześnie całość nie jest przesadnie
lekka i uproszczona. Więcej tu jednak opowiadania obrazem i o tym trzeb
pamiętać.
A jaka jest ta szata graficzna? Z
nią mam największy problem. Z jednej strony jest udana, prosta, ale wyrazisty i
dobrze oddający poszczególne aspekty całej opowieści, z drugiej jednak styl
Zosi Dzierżawskiej to kopia stylu Marcina Podolca. Owszem, Podolec, polski
autor publikowany w niejednym europejskim kraju nieraz był inspiracją dla
innych artystów (weźmy choćby niejakiego Henryka, twórcę albumu „Tylko
spokojnie”), ale jest on na tyle charakterystyczny, że zawsze jakoś kłuje mnie
to w oczy. Mimo to i tak ilustracje Dzierżawskiej są udane, a „Eileen Gray: Dom
pod słońcem” wypada sympatycznie.
Jeśli podobały się Wam poprzednie
komiksy wydawcy, ten też przypadnie Wam do gustu. To dobra, znakomicie wydana
propozycja dla miłośników sztuki i architektury. Ma swoje minusy, bo schemat
typowej biografii nie został tu przełamany, ale i tak to dobra rzecz i warto
się z nią zapoznać.
Komentarze
Prześlij komentarz