DZIENNIK
PRZYJACIELA CWANIACZKA
Co prawda Cwaniaczka nigdy dość, bo
seria o jego przygodach po prostu znudzić się nie może, ale właśnie nadeszła
chwila, kiedy nasz niesforny bohater odchodzi w cień! Jak to, zapytacie? A no
tak to, że teraz to Rowley dostaje własną książkę i zostaje głównym bohaterem!
Chyba nikt jednak nie ma najmniejszych wątpliwości, że tej najsympatyczniejszej
postaci serii się to po prostu należało! I to jeszcze jak. Ale spokojnie,
drodzy miłośnicy Grega, Cwaniaczka też Wam tutaj nie zbraknie. Wręcz
przeciwnie!
Jeśli jeszcze jakimś cudem go nie
znacie to poznajcie Rowleya. Sympatycznego, grubego chłopaka, który przyjaźni
się Gregiem – specjalistą od pakowania
się we wszelkiej maści tarapaty, którego nie lubią nawet rodzice Rowleya. Cóż,
trudno lubić kogoś, kto wciąga Waszego syna w najróżniejsze kłopoty, prawda? Zostawmy
jednak Grega i skupmy się na naszym bohaterze.
Oto pewnego dnia Rowley wpada na
pomysł by zacząć pisać swój pierwszy w życiu pamiętnik. Chce opisać w nim swoją
codzienność i bliskich. Kiedy jednak Greg dowiaduje się o tym, wścieka się na
przyjaciela i chce zabronić mu tego, co uważa za kopiowanie jego pomysłu na
dziennik. Szybko jednak zmienia zdanie i postanawia „zatrudnić” Rowleya by
pisał jego biografię. W końcu kiedyś zostanie sławnym, a jego przyjaciel będzie
mógł zostać jego pierwszym biografem. Tak oto dzieciak, przez rodziców zwany
chłopcem o złotym sercu, zmienia swój pamiętnik w opowieść o dziejach Grega, od
chwili, kiedy jego (Rowleya) rodzice przenieśli się do miasta, ale jednocześnie
sam Rowley bynajmniej nie znika ze stron opowieści!
„Dziennik Rowleya” to jednocześnie
ani kopia „Dziennika Cwaniaczka”, ani też nic innego, niż tamto dzieło. Co to
właściwie oznacza? Koncepcja całości w obu przypadkach jest właściwie taka sama
– oto w ręce czytelników trafia prosta zabawna książeczka w formie pamiętnika, uzupełniona
ilustracjami i komiksowymi wstawkami. Obie różnią się jednak stylem – tak pisania,
jak i rysowania. Rowley inaczej podchodzi do swojej opowieści, ma też inny
charakter, a jego grafiki są prostsze i mniej sterylne (i ciągle zapomina o
nosach bohaterów, jak sam zresztą przyznaje).
Tak czy inaczej jednak to wciąż ten
sam stary, dobry „Dziennik”, który wprost rewelacyjnie się czyta. Śmieszy,
uczy, wciąga i jednocześnie pozostaje bardzo sympatyczną lekturą. To ostatnie
zawdzięczamy głównie Rowleyowi właśnie, mojej ulubionej postaci serii, która zawsze
potrafiła mnie rozbroić. Dobrze, że w końcu doczekał się własnej powieści,
nawet jeśli słowo „własna” należałoby tu wziąć w cudzysłów.
Fanom „Cwaniaczka” polecać nie
muszę, sięgną w ciemno – i nie zawiodą się. Jeśli jednak nie znacie jeszcze tej
serii, a chcielibyście przeczytać coś zabawnego i niegłupiego (i przeznczonego
dla całej rodziny), sięgnijcie koniecznie. „Dziennik Rowleya” to świetna
propozycja dla nowych i starych czytelników.
Omg. Nie mogę uwierzyć, że to istnieję. Muszę to przeczytać, chociaż kiedy byłam mała i czytałam te książki to Rowleya nie znosiłam.
OdpowiedzUsuń