MY
ILLEGAL ACADEMIA
W trzecim tomiku serii „Vigilante:
My Hero Academia Illegals” historia zaczyna rozkręcać się coraz bardziej i
coraz więcej zaczyna mieć wspólnego z główną serią „My Hero Academia”. I coraz
lepsza jest też sama opowieść. Wciąż co prawda nie jest to poziom przygód Deku,
niemniej i tak trudno nie bawić się naprawdę dobrze przy poznawaniu kolejnych
perypetii, jakie stają się udziałem bohaterów tego tytułu.
W świecie, gdzie niemal wszyscy
mają supermoce, bycie superbohaterem jest bardzo popularnym zawodem. Nie
brakuje szkół, które szkolą przyszłych herosów, ale co z tymi, którzy chcieliby
bronić świata, a nie posiadają należytych kwalifikacji czy papierka, który
potwierdziłby ich zdolności na tym polu? W takiej sytuacji znajduje się właśnie
Koichi, który postanowił działać na własną rękę. Jako The Crawler stara się
nieść ratunek potrzebującym, ale średnio mu to wychodzi. Średnio też wychodzi
mu studencka kariera, którą stara się ratować. Z pomocą przychodzi mu jednak szkolna
koleżanka, ale nie robi tego bezinteresownie…
„Vigilante: My Hero Academia
Illegals” to typowy spin-off: fani chcą więcej, fani więc dostają. Ani twórcy,
ani wydawcy nie mają powodów do narzekań, bo na znoszącą złote jajka kurę nie
marudzi się tak samo, jak i się jej nie zażyna. Wiedzą o tym nawet dzieci,
prawda? Takie są prawa rynku, nie ma się co oszukiwać, liczy się jednak to, by
ekipa odpowiedzialna za całość nie odcinała kuponików od popularności
pierwowzoru i zaserwowała nam produkt na poziomie, jakiego oczekujemy. Czy tak jest
w tym wypadku?
Po części tak, bo „Vigilante: My
Hero Academia Illegals” to dobry komiks. I ciekawie powiązany z główną
opowieścią, choć jednocześnie od niej niezależny i nadający się zarówno do
samodzielnego czytania, jak i jako uzupełnienie samej „Akademii Bohaterów”.
Jednocześnie to rzecz dla miłośników zarówno mang typu shounen, jak i
amerykańskich zeszytówek superhero. Lekka, szybka i przyjemna w odbiorze, a
zarazem treściwa i oferująca sporo tekstu tak, aby wszyscy czytelnicy mieli
naprawdę co poczytać, a nie jedynie przerzucić strony, czytając jedynie kolejne
towarzyszące pojedynkom onomatopeje.
Jeśli chodzi o fabułę, mamy tu i
szkolne problemy, i walki, i dowcipy – i, oczywiście, szczyptę erotyki. Do tego
dochodzą niezłe rysunki. Tylko niezłe, bo w porównaniu z „My Hero Academia”,
„Illegals” jest prostsze, pozbawione detali i robi o wiele mniejsze wrażenie,
ale wciąż wypada przyzwoicie. Dobre wydanie mile wszystko to uzupełnia. Jak
zwykle więc polecam i niecierpliwie czekam na kolejne tomiki tak tej, jak i
głównej serii.
A wydawnictwu Waneko dziękuję za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz