CZTERY
STRONY PILIPIUKA
Pilipiuk atakuje nas nowym zbiorem opowiadań
– chociaż należałoby raczej powiedzieć ze zbiorem nowel (opowiadaniem można tu
jedynie nazwać tekst „Inne możliwości”) – w których powraca do postaci
Skórzewskiego i Storma. Jednocześnie serwuje nam kawał niezłej, różnorodnej
fantastyki. Rozrywkowej, nie szukającej większej głębi i ambicji, ale udanej,
przyzwoicie napisanej i oferującej momenty, które przypominają dlaczego
Pilipiuk jest tak popularny.
Jeśli jeszcze ich nie znacie, pora
byście to zmienili. Doktor Paweł Skórzewski to żyjący na przełomie XIX i XX
wieku lekarz, podróżnik i badacz, który nie ogranicza się do jednej tylko
dziedziny, a tym bardziej nie jest bezbronnym starszym panem. W swojej karierze
mierzył się z najróżniejszymi zagrożeniami, nie tylko z naszego świata, a teraz
czeka go m.in. wyprawa do Wenecji i
dołączenie do nazistowskiej ekspedycji naukowej! Co może z tego wyniknąć?
Robert Storm to handlarz starzyzną.
Tam, gdzie inni nie dostrzegają nic wartościowego, on potrafi wypatrzyć
najprawdziwsze skarby. I potrafi także pakować się w najróżniejsze tarapaty, bo
jako wieczny chłopiec z detektywistycznymi zdolnościami (oczywiście do zagadek
historycznych), często mierzy się z tym, co zapomniane.
Większość tej książki, bo oba
najdłuższe teksty (łącznie liczące jakieś 260 stron z 375-stronicowego zbioru)
zabierają nas w podróż w czasie do lat 30. i 40. XX wieku, ale Pilipiuk daleki
jest od ograniczania się tylko do tego. W specyficznym (choć chyba najsłabszym
tekście), jakim jest tytułowy „Przyjaciel człowieka”, przenosi nas do
postapokaliptycznej Warszawy, a w „Innych możliwościach” czeka na nas osadzony
we współczesnych realiach tekst o historycznym śledztwie. Wszystkie opowiadania
są udane, jedne mniej, inne bardziej, jak to w takich przypadkach bywa, ale
nigdy schodzą poniżej pewnego, całkiem przyzwoitego, czasem naprawdę dobrego
poziomu.
Bo prawda jest taka, że choć
Pilipiuk nazywany jest Wielkim Grafomanem (głównie przez siebie samego),
poważnymi tekstami, z jakimi tu mamy do czynienia, pokazuje, że potrafi pisać –
i wymyślać intrygujące opowieści, dalekie od zwyczajowych dla niego humoresek z
Wedrowyczem. Oczywiście owa powaga nie jest ciężka, bo króluje w nich lekkości,
a jednocześnie nie brak też humoru (choćby kojarzące się z serialem „Dr. House”
sceny, gdy bohater „konsultuje się” z gumową lalka, bo musi mieć słuchacza). Co
prawda nie znajdziemy tutaj niczego odkrywczego, widać to zresztą już po
powyższym, ale Pilipiuk bawi się swoimi historiami, a czytelnicy bawią się wraz
z nim.
W skrócie, jeśli lubicie Pilipiuka
albo rodzimą fantastykę, po „Przyjaciela człowieka” śmiało możecie sięgnąć. To kolejna
udana lektura dla miłośników sf, grozy i przygody, dobrze napisana i na dodatek
zilustrowana w znakomity, realistyczny i przyjemny dla oka sposób. Nic więcej
chyba dodawać już nie trzeba.
Komentarze
Prześlij komentarz