W
LABIRYNCIE LUDZKIEJ GROZY
„Aliens: Labirynt” po raz pierwszy
w Polsce ukazał się w roku 1999 i okazał się sporym zaskoczeniem, z miejsca
stając się opowieścią kultową. Nic w tym dziwnego, bo to bezwzględnie najlepsza
opowieść z Ksenomorfami, jaka kiedykolwiek powstała i jeden z najlepszych
komiksów, jakie TM-Semic wydało w naszym kraju. Teraz, ponad dwie dekady
później znów możemy się o tym przekonać i to wreszcie w pełnej wersji, jakiej
poskąpiono nam lata temu.
Pułkownik Crespi przybywa na stację
kosmiczną Innuminata, oficjalnie mając zastąpić zmarłego niedawno pracownika.
Nieoficjalnie jednak ma wszelkimi sposobami dowiedzieć się, co właściwie dzieje
się na stacji. W ciągu ostatnich kilku lat zginęło tu więcej ludzi niż
kiedykolwiek oficjalnie postawiło w tym miejscu nogę. Wszystko wskazuje na
tajemnicze eksperymenty prowadzone na Obcych przez szalonego dr. Churcha.
Prawda jednak jest dużo bardziej przerażająca niż ktokolwiek mógłby się
spodziewać, a kiedy na jaw wyjdzie przeszłość Churcha, nikt już nigdy nie
spojrzy na Alienów tak, jak do tej pory…
„Obcy: Labirynt" to nie tylko
najlepszy komiks o Obcych i najlepszy zeszyt (a właściwie dwa zeszyty) z linii
„Mega Komiks”, ale też i jedna z
najodważniejszych pozycji, jakie kiedykolwiek ukazały się nakładem wydawnictwa
TM-Semic. A wszytko to za sprawą scenariusza Woodringa, czterokrotnego zdobywcy
nagrody Eisnera i masy innych artystycznych wyróżnień, który zasłynął
„Przygodami Franka”, tu zaś stworzył przejmującą, wstrząsającą i co
najważniejsze do głębi psychologicznie realistyczną opowieść o potworach, które
tkwią w nas samych. Bo to nie Alieni są u niego najgorsi, a wręcz przeciwnie. I
to właśnie robi największe wrażenie.
Dodajcie do tego świetną akcję,
klimat, niebanalność, odświeżenie zgranych motywów, znakomitą psychologię,
rewelacyjnie nakreślone sylwetki postaci, pełną kontrowersji i zwrotów akcji
fabułę i poruszającą, ponadczasową prawdę o ludziach, a otrzymacie album, który
powinien poznać nie tylko miłośnik obcego uniwersum, ale też po prostu dobrej
fantastyki. Oczywiście fantastyki dla dorosłych, bo to mocne i brutalne dzieło.
Ale takie właśnie powinno być i nie oszukujmy się, takie „alienowe” komiksy po
prostu chce się czytać.
A wszystko to wieńczą doskonałe
ilustracje Kiliana Plunketta (znanego głownie z pracy nad opowieściami
graficznymi ze świata „Star Wars”). Brudne, jakby niechlujne i niestaranne, a
zarazem przejmujące i pasujące wręcz idealnie. Uzupełnia je znakomity kolor
Matta Hollingswortha, który o dziwo nie próbuje straszyć nas mrokiem, a bielą i
sterylnością. Bo to nie krwiożercze plując kwasem bestie są genezą strachu, a ludzkie
szaleństwo i ten mrok kryjący się w naszych stojących w blasku sylwetkach, w
których ludzki zdaje się być tylko ich kształt.
Jednym słowem znakomity komiks o
niesamowitym klimacie. Po prostu super. Nie znać, nie wypada. Zwłaszcza, że w końcu dostajemy jego
pełną i należycie pięknie wydaną edycję.
Komentarze
Prześlij komentarz