REKINOKALIPSA
„Piekielna Głębia” z 1999 to całkiem niezły, choć
jak na pamiętanego z takich filmów, jak „Szklana pułapka 2” czy „Długi
pocałunek na dobranoc” Renny’ego Harlina, nie do końca spełniony obraz grozy. Szczególnie,
gdy miało się w pamięci „Szczęki” Stevena Spielberga. I chociaż zarobił ponad
dwa razy tyle, ile kosztował, przez lata nikt nawet nie próbował wracać do
tematu. Kiedy więc w 2018 roku na rynek wideo trafiła „Piekielna głębia 2”
niejeden kinomaniak z pewnością był zaskoczony. A teraz do sprzedaży trafia
trzecia część i… Co właściwie można o niej powiedzieć?
Fabuła, jak zawsze w takich przypadkach, jest
prosta. Doktor Emma Collins zajmuje się obserwowaniem rozmnażania żarłaczy
białych. Zwyczajne zajęcie nie powinno skończyć się tragicznie, ale kiedy na
wyspie zjawia się były chłopak naszej bohaterki, wszystko może się zmienić. Mężczyzna
poluje bowiem na trzy rekiny – potomstwo zmutowanej inteligentnej i zabójczo niebezpiecznej
Belli. Ich działania są bowiem wyraźnie widoczne, ofiar przybywa, a jeśli się
rozmnożą czeka nas prawdziwa rekinokalipsa! Czy bohaterom uda się powstrzymać
bestie zanim będzie za późno?
Gdyby nie „Szczęki” Stevena Spielberga – i,
oczywiście, powieść na podstawie której powstały – ludzie tak bardzo nie baliby
się rekinów. Na Ziemi w końcu nie brak całej masy zwierząt, które rocznie
zabijają o wiele więcej ludzi, a jednak nie stały się ani bohaterami horrorów
(a jeśli nawet, to nie takich, które przeniknęłyby do zbiorowej świadomości
ludzi), ani też nie zdominowały naszych popkulturowych lęków. Spielberg jednak,
dzięki sile swej wizji i niezapomnianej realizacji (a także sprytowi w
wykorzystaniu naszych obaw przed niezmierzoną głębią), sprawił że już na zawsze
te zębate ryby stały się jedną z naszych fobii i coraz powracają by straszyć
nas w coraz to nowych dziełach. Kolejne części „Szczęk”, tak idiotyczny, że aż
wart obejrzenia cykl „Rekinado” czy „Meg” to tylko niektóre z filmów, jakimi
raczyli nas przez lata twórcy. „Piekielna głębia” Harlina należała na pewno do ciekawszych
tego typu produkcji, chociaż była kolejnym zbędnym filmem. Jak rzecz ma się z
jej trzecią częścią?
Trudno powiedzieć, żeby był to film, który
koniecznie powinien powstać. Nadal o wiele bardziej warto obejrzeć „Szczęki”,
chociaż od ich premiery minęło już kilka dekad. Na szczęście nie jest to
produkcja na miarę wspomnianego „Rekinada”. „Piekielna głębia 3” to o dziwo
całkiem przyzwoita produkcja. Półtorej godziny akcji wypełnionej rekinami,
zębiskami, morską głębią i biegającymi z krzykiem bohaterami. W końcu to typowy
horror o morderczych rybach, nakręcony poprawnie, z aktorami, których mało kto
kojarzy (poza znaną z serialu „Lost” Tanią Raymonde trudno tu dostrzec znajomą
twarz), a którzy nawet za bardzo nie starają się grać – bo i po co – i całkiem
niezłymi efektami specjalnymi.
Ogląda się to bez nudy. Może i przy okazji bez
lęku, ale jednak kilka udanych sekwencji potrafi wprowadzić pewne napięcie. Nie
jest to kino wysokich lotów, ot straszak w sam raz na wakacyjny wieczór z
paczką znajomych i popcornem w ręku. Ale taki właśnie miał być. W końcu
popkultura przyzwyczaiła nas, że to letnie dni są najczęstszą scenerię horrorów,
a film grozy o rekinach, szczególnie gdy planujecie wypoczynek nad wodą, to
całkiem niezły pomysł.
Recenzja opublikowana na portalu Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz