LOVE AFTER
RELIFE
Kolejna mangowa seria, do której się przywiązałem,
znika z rynku. Tym razem padło na „ReLIFE”, znakomitą mangę o miłości – nie
nazywajcie tego romansem, bo wyrządzicie tej serii szkodę – która dobiega
właśnie końca. Szkoda, bo zżyłem się z bohaterami, kibicowałem im,
emocjonowałem się ich losami i chciałbym tylko więcej i więcej. Ale cieszy
fakt, że cykl do samego finału zachował poziom najlepszych tomów i dostarczył
mi niezapomnianej rozrywki.
Wszystko się kończy. Ale czy po tym końcu zacznie
się coś nowego? Albo chociaż wróci to, co było?
Program ReLIFE osiąga swój finał i zarówno Kaizaki
jak i Chizuru łykają swoje tabletki na zapomnienie wszystkiego, co się z tym
wiązało. Dziewczyna co prawda podejmuje jeszcze jedną, desperacką próbę
odmienienia losu, ale to wszystko na co ich stać. Dorosłe życie zaczyna się na
nowo, pojawiają nowe szanse. Czy oboje je wykorzystają? Co będzie gdy się
spotkają? I czy miłość, którą do siebie czuli ma szansę wygrać z zapomnieniem?
Ostatni tom danej mangi to zawsze dobry czas na
podsumowania, a zatem pozwólcie, że bardziej skupię się na całej serii, niż na
piętnastej części w szczególności. „ReLIFE” to, jak wielokrotnie pisałem, manga z jednej strony specyficzna, z drugiej
zaś jak najbardziej typowa dla swojego gatunku. W czym przejawia się jej
nietypowość? Na pewno nie w scenariuszu, bo nawet jeśli cała historia
przełamana została fantastyką, wciąż to przede wszystkim opowieść spod szyldu
szkolnego życia i dziejącego się w
murach placówki edukacji romansu. Są tu zatem przyjaźnie, romanse, problemy z
nauką. Ale jest też i fantastyka, która to wszystko przełamuje. I nuta
sentymentu i dojrzałości, które kupią dorosłych czytników.
To gdzie tkwi nietypowość? W szacie graficznej.
Mangi to przecież komiksy kojarzone głównie z czarnobiałymi ilustracjami,
tymczasem „ReLIFE” to rzecz w pełni kolorowa. Jeśli widzieliście kiedyś jakieś
anime comicsy (czyli komiksy stworzone z kadrów anime), wiecie o czym mowa.
Fakt, że całość wydana została na papierze kredowym, z jednoczesnym nieznacznym
wzrostem ceny względem typowych pozycji od Waneko, jak najbardziej warto jest
docenić. Dzięki temu komiks prezentuje się naprawdę rewelacyjnie. Tym
bardziej, że wspomniane ilustracje są
naprawdę znakomite, wpadają w oko, mają bardzo nastrojowe barwy i ogląda się je
tak, że aż chciałoby się, żeby powstała z tego animacja.
Owszem, cała seria miewała swoje wzloty i upadki.
Kilka tomów było jedynie niezłych, jeden mnie zawiódł skupiając się na
elementach, które w „ReLIFE” akurat najmniej mnie interesowały. Ale tak czy
inaczej przez większość czasu trzymała bardzo wysoki poziom, dostarczała mi
emocji i przeżyć, o których prędko nie zapomnę. Aż szkoda, że to już koniec,
ale dobrze, że jest to koniec satysfakcjonujący, mimo swej przewidywalności.
Jeśli zatem lubicie dobre opowieści obyczajowe i po prostu udane komiksy,
sięgnijcie koniecznie. „ReLIFE” gwarantuje dużo dobrej zabawy miłośnikom i
shounenów, i shoujo.
Komentarze
Prześlij komentarz