Kiedy kilka lat temu ogłoszono powstanie serialu
„24: Dziedzictwo” i pokazano pierwsze zwiastuny, byłem optymistycznie nastwiony
do projektu. W końcu, po latach słabizn, jeden z moich ulubionych seriali miał
szansę wrócić do łask. Potem obejrzałem jednak pierwszy odcinek i odpuściłem: okazało
się bowiem, że twórcy po raz kolejny zamordowali świetną markę. Teraz, po
latach, postanowiłem w końcu obejrzeć rzecz do finału i chociaż „Dziedzictwo”
jest jedynie miernym cieniem dawnych „24 godzin”, da się je oglądać. Niestety
to, co mogło być udanym hołdem dla klasyki, stało się bezczelną kopią właściwie
wszystkiego, co tworzyło ten serial.
Niegdyś Eric Carter był jednym z rangersów, którzy
zabili terrorystę – Ibrahima bin-Khalida. Teraz wiedzie w miarę spokojne życie
u boku ukochanej, ale do czasu. Kiedy syn bin-Khalida, wraz ze swoimi ludźmi
wpada na trop rangersów, terroryści zaczynają eliminować ich jednego po drugim.
Carterowi udaje się uciec, ale nie wie jeszcze z jakim problemem będzie musiał
się zmierzyć. Bo za zamachami kryje się coś więcej, a na dodatek zagrożone mogą
być całe Stany Zjednoczone, jeśli nie świat…
„24: Dziedzictwo” to dziesiąty sezon „24 godzin”, a
zarazem reboot serii, w którym nie pojawia się niemal nikt z obsady poprzednich
sezonów. Zniknął główny bohater, Jack Bauer, zniknęli jego pomocnicy, czasem
tylko ktoś wspomnieć którąś z dawnych postaci (Edgar), czy na ekranie pojawi
się ktoś z mniej istotnych znajomych (Tony), ale to tyle. A jednak, oglądając
tą serię każdy miłośnik „24” poczuje się, jakby przeżywał na nowo wszystko to,
co już widział wcześniej. Tylko, że to co kiedyś było naprawdę znakomite, teraz
śmieszy, zamiast wywoływać napięcie.
Każdy odcinek, każda scena i wątek bowiem, to kopia
któregoś odcinka, sceny czy wątku z poprzednich serii. Eric jest jak Jack,
tylko słabiej mu to wychodzi. Wątek z terrorystami mszczącymi się za zabicie
ich ojca? Na tym opierał się cały pierwszy sezon. Tam też eliminowano krok po
kroku kolejnych zawiązanych z tym wydarzeniem ludzi. Kandydat na prezydenta, w
sztabie którego kryją się ludzie z sekretami? To kopia odcinków z pierwszego i
trzeciego sezonu. Wątek licealisty, którego terroryści muszą dobić w szpitalu?
Wypisz wymaluj moment z przyjaciółką Kim z „Dnia pierwszego”. Rodzina ważnego
bohatera współdziałająca z terrorystami? Spójrzcie na sezon 6. Wątek z rodzinną
terrorystów? Sezon 4. Zamachy w całych Stanach? Sezony 4 i 6.
Można by tak wymieniać godzinami, bo „Legacy” nie
ma w sobie za grama oryginalności. Niby serial tworzyli ci sami ludzie, ale po
prostu zrobili z nim to, co twórcy „Star Wars” z „Przebudzeniem mocy” – wzięli
stare scenariusze, skopiowali wszystko jak leciało i skleili w całość,
zmieniając nieco twarze, patrzące na nas z ekranu. W konsekwencji „Dzień
dziesiąty” staje się sensacyjnym „Dniem świstaka”, który zamiast budzić
sentyment, każe nam zlitować się nad produkcją. Dla nowych odbiorców rzecz może
być atrakcyjna, fani znajdą tu kilka momentów stanowiących przebłysk dawnej
inwencji, ale jako całość „Dziedzictwo” jest po prostu jeszcze jedną produkcją
sensacyjną, w której nie ma nawet odpowiedniej dozy realizmu (a kiedyś było go
dużo), a każdy zwrot akcji zwrotem nie jest, bo wszystko da się tu przewidzieć
na parę odcinków w przód, z zakończeniem oczywistym od pierwszej sceny
włącznie.
Plusem jest to, że nadal serial nie nudzi i
wyróżnia się pozytywnie dzięki formule, w której czas na ekranie biegnie tak,
jak w życiu. Owszem, na pokazanie całej doby nie ma tu miejsca, ale i tak
przemawia to do wyobraźni. Obsada też jest niezła, a i trzeba oddać twórcom to,
że mimo poprawności politycznej, która przeniknęła do serii, nie zdecydowali
się brnąć w tę stronę. I chociaż „24: Dziedzictwo” nie jest produkcją
spełnioną, ani nie przenosi znanych nam motywów w nowe czasy (co za wszelką
cenę próbują wmówić nam autorzy), rzecz da się obejrzeć. Bez zachwytu, ale i
bez nudy. A mi pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kiedyś twórcy powrócą z
bardziej wartościową fabułą i raz na zawsze domkną wszystkie wątki, przynosząc
nam produkcję na miarę pierwszych trzech sezonów.
Komentarze
Prześlij komentarz