Kapitan Żbik Szpic powraca! I to już po raz
piąty. I po raz piąty serwuje nam szaloną porcję rozrywki, czasem głupkowatej,
czasem sentymentalnej, jednak dla każdego miłośnika komiksu polskiego – i przy
okazji rodzimej popkultury – głównie z okresu PRL-u zapewniającą udaną zabawę.
W nadmorskiej miejscowości N. (gdziekolwiek to
jest) dzieją się dziwne rzeczy. Sąsiadka prosi niejakiego Andrzeja W. o pomoc,
bo w jej domu straszy. Mężczyzna nic dziwnego w mieszkaniu kobiety nie znajduje,
ale wkrótce po jego wyjściu główna zainteresowana podupada nomen omen na duchu
i zostaje wyniesiona pod prześcieradłem. To oczywiście nie koniec, bo kiedy
ginie kolejna osoba, Danusia, krewna pułkownika Czekoladki, dzwoni do wuja o
pomoc. Problem jest tym większy, że jej matka, po wizycie znajomych z Niemiec
poczuła się gorzej, a do tego groził jej dziwny sąsiad. Czekoladka obiecuje
pomoc, a w tym celu do akcji będzie musiał wrócić kapitan Szpic, który obecnie
zabija czas na czytaniu dzieciom szkoły specjalnej „Refluksu”. Tak zaczyna się
jego kolejna akcja, która rzuci go – często jakże dosłownie – na głębokie wody
tajemnic z przeszłości. Akcja szybka, niczym firma Sznell i elektryzująca, jak
porażenie prądem! Znaczy znów będzie się działo!
„Kapitan Szpic” to seria oparta bardziej na
konkretnych gagach, niż rozbudowanej fabule. Autorzy biorą tu na warsztat
klasyczne, kultowe już historie z czasów PRL-u (ale nie tylko), odnajdują w
nich komiczny potencjał i skupiają się na grach słownych, żartach sytuacyjnych
i nawiązaniach. Posuwają się nawet do tego, że w kadrach można dostrzec twarze
znajomych twórców z tamtych lat, co stanowi przyjemne puszczanie oka dla tych
bardziej obeznanych w świecie komiksu i fantastyki minionego ustroju.
Ale i bez tej wiedzy można dobrze się bawić,
czytając „Szpica”. To przygodowa komedia pomyłek, bardziej dla dorosłych,
sentymentalnych, ale jednak dorosłych, bo humor bywa czasem niewybredny czy
sprośny. Pozostaje przy tym łagodny i daleko mu do wulgarności, ale warto o tym
pamiętać. Jednocześnie wszystko ma także swój urok, czasem mniej, czasem
bardziej oldschoolowy i jest niezaprzeczalnie sympatyczne.
Dodajcie do tego udaną, cartoonową szatę graficzną,
która korzeniami mocno tkwi w peerelowskich komiksach i w równym stopniu
żartuje z nich, co składa im hołd, a dostaniecie komiks, który warto poznać. Najbardziej,
jeśli znacie dzieł, z jakich twórcy z taką lubością żartują, ale nie tylko. Dobra
komedia zawsze jest w cenie, a „Kapitan Szpic” to całkiem udany pastisz, w
który warto się wgryźć. A może bardziej, odnosząc się do okładki i treści,
zanurzyć.
Komentarze
Prześlij komentarz