Nowy odcinek „Dragon Balla Super” to wreszcie przejście
do walki naszych bohaterów z Granolą. Komu brakowało dotąd akcji, teraz nie
będzie miał powodów do narzekań. Tak samo, jak wszyscy ci, którzy lubią
bardziej przegadanego „DB”, bo tekstu w tym epizodzie bynajmniej nie brakuje. Ale
że całość jest przyjemna i dobrze poprowadzona, każdy fan „Smoczych Kul” będzie
usatysfakcjonowany.
Po trwającej osiemnaście dni podróży, Gokū, Vegeta
i reszta docierają na planetę Cereal. Przekonani, że czeka tu na nich potężny
wróg, Saiyanie nie są świadomi, że zostali wmanewrowani w kosmiczne rozgrywki. Ale
rzeczywiście, czeka tu na nich przeciwnik, który nie dość, że ma od dawna
żywione urazy do rodu wojowników z planety Vegeta, to jeszcze za sprawą
Smoczych Kul stał się najpotężniejszym wojownikiem we wszechświecie. Gokū i Vegeta
szybko przekonują się, że sytuacja jest o wiele trudniejsza, niż myśleli, a
walka może okazać się dla nich z góry przegrana…
Kolejna walka z kolejnym wrogiem, ktoś powie. Kolejna
walka w kosmosie, powie ktoś inny. Jeszcze jedno starcie z wrogiem, któremu
Smocze kule dały wielką siłę, dorzuci jakaś następna osoba. I wszystko to
będzie prawda, ale pytam, co z tego? To schemat typowy dla shounenów, nie tylko
„Dragon Balla”, a gatunek ten, z bitewniakami na czele, wciąż pozostaje
niezmiennie popularny, chociaż wciąż powiela te elementy. Liczy się to, by
nadal był dobry, wciągający, dynamiczny i interesujący. I taki właśnie jest ten
rozdział.
Nie ma tu zaskoczeń, nie ma wielkich zmian, ale
jest dobra, wciągająca rozrywka oparta na obijaniu sobie twarzy. Ciekawe postacie,
niezła intryga, sympatyczny klimat i świetne ilustracje składają się tu na
naprawdę dobry bitewniak. Wiemy, że bohaterowie wygrają, wiemy czym się to
wszystko skończy, bo przecież w starym „Dragon Ballu” mieliśmy rozdziały dziejące
się kilka lat po tych wydarzeniach, ale nadal jesteśmy ciekawi jak bohaterowi
zwyciężą i co jeszcze przeżyją. Dlatego tak dobrze się to czyta i chce wciąż wracać
po więcej i więcej.
Komentarze
Prześlij komentarz