Kajko i Kokosz wiecznie żywi, chciałoby się
powiedzieć. I powiedzieć można, bo i na rynku nie brak komiksów kontynuujących
ich losy, i powstał serial na podstawie dzieł Christy, i kolejne rzeczy są
planowane. A póki co w ręce czytelników trafi kolejny tom ich nowych przygód.
I, wiadomo, to nie to samo, co klasyka, która jest ponadczasowa i dla każdego
czytelnika, ale i tu można znaleźć nieco niezłej zabawy.
Asteriks i Obeliks mieli swoje niebo walące się im
na głowy. Kajko i Kokosz mają… zaćmienie. To bowiem czas, kiedy nie można być
spokojnym, a co więcej pojawia się groźna zjawa, prześladująca naszych
bohaterów. Ale to jedynie początek tego, co się dzieje i dziać będzie! Wojmił odwiedza
Mirmiła i Lubawę, przynosząc pewną wiadomość, która… Właśnie, co może? Łamignat
nie może znaleźć swojej zatopionej maczugi, a na dodatek Hegemon wydaje się być opętany,
bo zachowuje się całkiem inaczej, niż normalnie. Co tu się dzieje? I jak
zaradzić tej sytuacji? Na Kajka i Kokosza czeka wielka wyprawa, pełna szalonych
wydarzeń, ale czy ona w czymkolwiek im pomorze?
To już czwarty tom serii składającej hołd
klasycznemu „Kajko i Kokoszowi” i kontynuującej ich przygody. Fabularnie trudno
mówić, by dzieło to dorównywało pracom Christy. Fabuły są prostsze, humor
bardziej współczesny, postacie inne, charakter całości też. Graficznie zresztą
również rzecz nie posiadała tego klimatu (a przecież w Europie wiele jest serii
kontynuujący klasyczne prace i zachowujących ich charakter, spójrzcie tylko na
„Asteriksa” czy „Smerfy”), ale i tak miała swój urok.
Krótko rzecz ujmując całość – przynajmniej od
strony fabuły – jest lekka, zabawna, sympatyczna, przyjemna i szybka w
odbiorze. Na nudę nie ma tu miejsca, chociaż całość nie zachwyca tak, jak dawne
komiksy i jest przewidywalna (tożsamość ukochanej Wojmiła etc. to rzeczy oczywiste od pierwszej strony własciwie). Ale jest to przede wszystkim rzecz skierowana do współczesnego
odbiorcy, który oczekuje takich a nie innych historii i do niego na pewno
przemówi.
Jeśli chodzi o szatę graficzną, Kiełbus ze swym
charakterystycznym stylem stara się jak najlepiej oddać pierwowzór, nie
zatracając przy tym siebie. Wychodzi mu to w miarę sprawnie, całość jest miła
dla oka, kadry odpowiednio zagęszczone a kreska, choć cartoonowa, bogata.
Niezły kolor, który w tym tomie bardziej, niż kiedykolwiek wcześnie przypomina
klasykę i tradycyjnie dobre wydanie prezentują się naprawdę w porządku.
Miłośnicy oryginału może nie będą powaleni na kolana, ale współcześni
czytelnicy na pewno się nie zawiodą. Tym bardziej, ze to chyba najlepszy z
nowych tomów „KiK”. Ja jednak czekam na zapowiadane zbiorcze edycje klasyki
Christy.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz