Murciélago #18 - Yoshimurakana

UROK I KREW

 

Czas oczekiwania na kolejne tomy „Murciélago” dłuży się niemiłosiernie. Na szczęście w końcu pojawiają się kolejne i na szczęście właśnie na rynek trafiła osiemnasta część przygód naszych bohaterek (bohaterowie w tle są nieistotni, więc nie ma sensu się nad nimi rozpisywać ;) ). Na szczęście, bo to świetna seria i najnowszy tom tylko potwierdza jej jakość. Choć jednocześnie to niezobowiązująca opowieść pełna krwi, przemocy i uroku.

 

Walka bronią białą trwa! Zenpachi Kurogane mierzy się z Sendou. Tymczasem Kurono budzi się w Hikaru i włącza się do wydarzeń. Ale czy walkę rozstrzygną ostrza, czy może wystrzelony pocisk?

To jednak nie koniec wydarzeń. Wkrótce bowiem zamordowana zostaje rodzina. Ktoś zmusił ojca zabitych do patrzenia, jak giną jego bliscy, a potem zamordował także jego. Kto jest winny? I czy będzie więcej ofiar?

I co z tymi wszystkimi wydarzeniami ma wspólnego Noeru Togakushi, która dołącza do klasy Rinko? Dziewczyny zaczynają się dogadywać, ale…? Właśnie, co się za tym „ale” kryje?

 

Ludzie są pełni sprzeczności. Tego nikomu nie trzeba mówić. Frazes. Ale jednak powiem. Sam do nich należę. Z jednej strony jestem miłośnikiem horrorów, uwielbiam też te krwawe, ekstremalne, dobrze bawię się oglądając takie badziwie, jak „Piła”, „Cannibal Holocaust” czy „Guinea Pig 2” albo grając w „Postala”. Z drugiej jestem romantykiem, uwielbiającym słodkie i urocze historie, zaczytujący się dziecięcymi opowieściami, z fascynacją czytającym komiksy o disnejowskich Kaczkach i Myszach i z emocjami zanurzającym się w świat miłosnych historii shoujo. To tak w dużym uproszczeniu.

 


Po co o tym wspomniałem? Chyba już wiecie. „Murciélago” bowiem to seria, która łączy w sobie większość z tych elementów. Może poza romantyzmem, bo ten ograniczony został do łóżkowych, głównie lesbijskich zabaw. Cała reszta jednak jest tutaj i to w typowy dla Japończyków,. Dziwnie do siebie pasujący sposób. Cykl ten to przede wszystkim thriller z elementami horroru, z psychopatką w roli głównej bohaterki, mamy więc tajemnice, świetny mroczny klimat, sporo lejącej się krwi, dynamicznej akcji, makabry, nuty erotyki…

 

Ale najbardziej i tak cenię tu lżejszą stronę „Murciélago”, a dokładniej urok i słodycz związane z postacią Człowieka-bułki. Humor wtedy się pojawiający rozbraja mnie, jak mimika bohaterów, jedzeniowe akcje urzekają, do tego całość jest wtedy słodka, odprężająca i zaskakująca w swoim humorze.

 


Słowem podsumowania, warto. Na początku nie byłem do serii przekonany, ale teraz (od dawna już zresztą) jestem wielkim fanem „Murciélago” i wciąż mam ochotę na więcej. Bo to po prostu dobrze napisana, świetnie zilustrowana bezkompromisowa rozrywka dla nieco starszych czytelników, którzy cenię i mocne wrażenia, i dawkę uroku.

 

Komentarze