Ostatni tom „Mercy” pojawił się waśnie na rynku i cóż
można o nim powiedzieć, jak nie to, że jest dokładnie taki sam, jak poprzednie.
Jeśli Wam się podobały, finał też Wam się spodoba, jeśli nie, zakończenie tego
nie zmieni. Tak czy inaczej jednak seria ta to dość przyzwoita rozrywka dla
mniej wymagających odbiorców lubiących fantastykę, erotykę, horror i western.
Pora na wielki finał! Ale
czym się to wszystko skończy? Gdy fakty wychodzą na jaw, trzeba będzie stawić czoła
konsekwencjom. Szykuje się rzeź, ale czy dobro tym razem także zwycięży?
Kiedy recenzowałem poprzednie komiksy autorki,
pisałem że brakowało jej finezji. Miała warsztat, tego nie mogłem jej odmówić, miała
pewne, dalekie od świeżości, ale jednak pomysły, ale nie potrafiła przekuć tego
wszystkiego w coś więcej, niż schematyczne historie, jakich wiele. Skupiała się
więc na tym, by jak najbardziej to zamaskować, uderzyła w tanią erotykę rodem z
kiepskich romansideł. Ale trik ten nie zamaskował braku inteligentnej fabuły,
łopatologicznego przesłania i odarcia treści z głębi. Na więcej liczyłem więc w
przypadku „Mercy”, bo autorka wyzbyła się swojej pseudo ambicji na rzecz czystej
rozrywki. Ale choć rzecz jest przyzwoita, jej poziom się nie zmienił.
Andolfo wrzuca to wszystko, co tylko przyjdzie jej
do głowy, miesza i… okazuje się, że wrzuciła za dużo, składniki do siebie
niezbyt pasują, a na dodatek nie były najlepszej jakości. Znów próbuje to
maskować erotyką, ale jest ona zachowawcza, mechaniczna, kompulsywna wręcz, bez
czułości, bez namiętności i nie maskuje niczego. Trochę krwawych scen też nie
sprawia, ze fabuła skierowana do nastolatków staje się dojrzalsza. Wszystko tu
jest proste, poprowadzone tak by do gustu przypadało głównie nastoletnim
dziewczynom, chociaż czy te zechcą połączenia horroru z westernem?
Nie mogę powiedzieć by treść nudziła czy mocno
rozczarowywała, ale nie ma tu nic, co by mnie porwało. Owszem, rysunki są
niezłe, chociaż też jakby skierowane do młodzieży, ze względu na ich mangowe
naleciałości, połączone z disnejowską estetyką i bardzo barwną oprawą, niezły
jest też klimat, ale jako całość to po prostu komiks jakich wiele. Niczym nie
zaskakuje, niczym się nie wyróżnia, a przy lekturze ostatniego tomu nie
pamiętałem już akcji poprzednich.
„Mercy” to zatem taka propozycja dla fanów dzieł
autorki i niezobowiązującej rozrywki. Rozrywki, która nie odstrasza czytelników
ambicjami, a dużo współczesnych odbiorców się ich boi, ani oryginalnością.
Czyta się to szybko lekko i czasem przyjemnie, ale równie szybko zapomina. Choć
ma też całkiem udane momenty. I to dobre podsumowanie tego tomu, jak i całej
serii.
Komentarze
Prześlij komentarz