Amazing Spider-Man. Epic Collection: Kosmiczne przygody – Stan Lee, David Michelinie, Gerry Conway, Tony Isabella, Colleen Doran, Alex Saviuk, Sal Buscema

AKTY ZEMSTY, MAŁA PRZYGODA I… VENOM

 

Czwarty tom „Amazing Spider-Man: Epic Collection” to właściwie album złożony z niemal samych eventowych opowieści. Na szczęście, tak jak dotychczas, można je śmiało czytać w oderwaniu od samych wielkich wydarzeń, które w Polsce niestety pozostają nieznane, a komiks jest autentycznie świetny. I przy okazji to sentymentalna podróż do wczesnych lat 90., dla tych, którzy wychowali się na TM-Semicowych komiksach, bo dostajemy tu wznowienia „Spiderów” z 1992 roku (a dokładniej numerów 6-7, 9 i 10).

 

Moce Petera wzięły się właściwie od eksperymentu. Przypadku. Teraz przez eksperyment i przypadek zostają wzmocnione i odmienione. Co mu się przyda, jako że czają się na niego potężni wrogowie. Ale to zaledwie początek. Do tego Peter będzie musiał poradzić sobie… pomniejszony, pojawi się Punisher, a także... powróci żądny krwi Venom!

 

Najważniejszą i największą część tego tomu stanowią komiksy związane z eventem „Akty zemsty”. Ta wydana na przełomie 1989 i 1990 roku historia skupiała się przede wszystkim na Avengers i Fantastycznej Czwórce, ale swoim zasięgiem objęła wszystkie najważniejsze serie, od „X-Men” i „Punishera”, przez „Hulka” i „Iron Mana” po „Daredevila” i „Doktora Strange’a”. Crossover ten, skupiający się na tajemniczym wrogu, który jednoczy łotrów by zniszczyli Avengers, objął swoim zasięgiem niemal 75 zeszytów, w tym trzy serie ze Spider-Manem. Ale łączyła je ze sobą na tyle luźno, by nie trzeba było czytać wszystkiego, a fani poszczególnych tytułów mogli czytać swoje ulubione serie bez sięgania po całość.

 

Drugim ważnym elementem tomu jest „Spidey's Totally Tiny Adventure”. Rozpisana na trzy annuale, czyli doroczne wydania specjalne, historia, w której na pajęczy grunt zaszczepiona zostaje idea filmu „Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki” i jemu podobnych produkcji z lat 80. Na koniec mamy wreszcie powrót Venoma w dobrej opowieści pełnej akcji i klimatu. Może nie jest to największe dzieło z tym wrogiem, ale pozostaje bardzo udane.

 


I właśnie pełen akcji i klimatu jest cały ten tom. Czasem bardziej zabawny, czasem mniej, nie żałuje nam fantastyki i popisów wyobraźni rodem właśnie z lat 80. Na nudę nie ma tu miejsca, chociaż same annuale mogłyby być lepsze, nie ma co ukrywać, zabawa jest udana, a szata graficzna wpada w oko. Tym razem ilustracje są bardziej różnorodne, niż dotąd – dostajemy ostatnie tu m.in. ostatnie zeszyty rysowane przez McFarlane’a, Erik Larsen rozkręca się na dobre i nawet jeśli czasem inkerzy psują nieco jego pracę, te nadal są udane, także pod względem kolorystycznym, a na dodatek mamy tu świetne prace Buscemy.

 

Słowem podsumowania, warto. Jak zawsze. To kawał naprawdę dobrego, klasycznego komiksu. Nieco słabszego niż poprzednie trzy tomy, nadal trzyma poziom i dostarcza bardzo dobrej rozrywki. Bez porównania lepszej, niż ta, jaką oferują współczesne komiksy.

Komentarze