Braciszek do wynajęcia #3 – Hako Ichiiro

UDAWANY BRAT

 

Trzeci tom „Braciszka do wynajęcia” to część jeszcze bardziej dynamiczna, niż poprzednie dwie odsłony. Dużo momentów opowieści dzieje się po prostu bez słów, opowiadana nam za pomocą obrazów. Nie zmieniło się jednak to, że wciąż całość wywołuje sporo emocji i dostarcza zapadających w pamięć wrażeń.

 

Kanami nie ma lekko. Jej rodzice zginęli, brat odciął się od świata i z kochającego braciszka zmienił się we wroga, który sam bardziej wymaga opieki niż może ją dać. Dziewczynka chce to zmienić, ale szukając ciepła i uczuć, wynajęła sobie chłopaka do udawania brata… i mimo trudności nadal się z nim spotyka. Chłopakowi trudno pogodzić się z jej losem, chciałby też pomóc jej bratu, ale czy to w ogóle jest możliwe?

 

W sztuce, niezależnie od typu, jaki reprezentuje, bardziej niż cokolwiek innego – może poza głębią i przesłaniem – cenię sobie wywoływane przez nią emocje. Weźmy malarstwo, znam artystów bardziej doskonale operujących pędzlem niż van Gogh, a jednak to jego obrazy poruszają we mnie coś, czego nie są w stanie żądne inne. W komiksach emocje też cenię i to bardzo, ale niestety rzadko się na nie trafia. Właściwie chyba jedynie mangi – z nielicznymi wyjątkami zza wielkiej wody czy Europy – mają je do zaoferowania. A „Braciszek” oferuje ich całkiem sporo.

 

Owszem, są to emocje dość proste, czasem dość intensywnie eksponowane, ale jednak są i skutecznie potrafią przemówić do czytelnika. Do tego fabuła, która na początku była dość niewprawna przecież, teraz jest coraz lepsza, z tomu na tom ciekawsza i mniej naciągana, niż na początku. Już wtedy była udana, miała jednak więcej niedociągnięć niż teraz, a po ich wyeliminowaniu, „Braciszek do wynajęcia” stał się naprawdę przyjemną serią obyczajową, pełną emocji, wzruszeń, ale momentami także i ciepła oraz nadziei. Podbarwionych smutkiem i goryczą, ale jednak.

 


A szata graficzna? Ta jest świetna Ilustracje ukazują nam swoją zwiewną, delikatną, łagodną i też pełną uczuć, czułości wręcz stronę. Nie brak tu jednocześnie detali i mroku. Kreska pozostaje na styku shoujo, z unikaniem nadmiernie rozbudowanych szczegółów, ale jednocześnie ma w sobie coś z dojrzalszych mang, dbających zarówno o to, co widzimy na pierwszy, jak i dalszych planach kadrów. I naprawdę wypada to w oko.

 


W skrócie, dobra, życiowa – mimo pozornie przesadzonego i naciąganego tematu przewodniego – i emocjonalnie nasycona manga. Coś do czytania, ale i przeżywania. Wzruszania się i pocieszania. Lubicie takie lektury? To rzecz dla Was.

 

Mangę kupicie tutaj:



Komentarze