Mangi kocham z wielu powodów. Jednym z nich jest
to, jak genialnie twórcy potrafią łączyć ze sobą pozornie sprzeczne elementy,
jak np. słodycz i horror. I jak świetni są w ukazywaniu uroku. A „Shadows House”
ma w sobie i urok, i horror i słodycz także. I jeszcze więcej.
Pora poznać przeszłość. Smutną, wypisaną sadzą
przeszłość. Gdy sprawa zjawy dobiega końca, można by spodziewać się chwili wytchnienia,
ale nic bardziej mylnego, bo kolejne knowania widać już na horyzoncie!
„Shadows House” to seria, która pozornie powinna
stać klimatem i zagadkami. Z tym, że ów klimat, owo poczucie grozy, jest tak
łagodne, że prawie zupełnie go nie ma, a zagadki choć są, pozostają bardzo
przewidywalne. Zawód? Nic bardziej mylnego. Somato, autor, który wcześniej dał
nam chociażby „Kuro”, zaserwował nam bowiem mangę tak uroczą, że wszystko inne
blednie w porównaniu z tym i nie stanowi minusa, nawet jeśli potencjalnie
mogłoby nim być.
Poza tym to iście wiktoriańska opowieść, która ma i
przygodową nutę i inicjacyjny charakter. Jest przy tym urocza i ujmująca, bawi
się z czytelnikami, wciągając w wir wydarzeń i angażując w losy postaci, jakby
były kimś, kogo znamy i lubimy, a nie tylko postaciami wykreowanymi na papierze
za pomocą tuszu i talentu twórcy. Jednocześnie rzecz potrafi zaintrygować i zaciekawić,
dostarczyć odrobiny emocji i wzruszeń i miewa nastrojowe momenty.
Graficznie rzecz jest jeszcze lepsza, niż
fabularnie. Uwielbiam kreskę Somato, to jego przywiązanie do detali, delikatne
kreskowe cieniowanie, zabawy czernią, światłem, cieniem. Nawet uwielbiam to,
jak dobiera kolory, które w polskim wydaniu możemy podziwiać nie tylko na
okładce, ale i przy okazji dodatków do mangi. Aż chciałby się, by rzecz ukazała
się w pełnej palecie barw, ale i tak jest się z czego cieszyć, bo te grafiki są
znakomite i urzekają na każdym polu. Bardziej nawet, niż w świetnym przecież (i
oferującym dużo kolorowych stron) „Kuro”.
W skrócie, świetna manga. Być może jedna z najlepszych w swojej kategorii. Być może, bo
tyle było serii, gdzie groza i urok łączyły się ze sobą w jedną, znakomitą całości,
które mocno zapadły mi w pamięć, że ciężko byłoby wybrać nawet kilka
najlepszych. Ale „Shadows House” do tych naprawdę dobrych należy, dając
czytelnikom całe mnóstwo przyjemności, czy lubią horrory, czy wolą tę osobliwą
szufladkę zwaną mystery, czy może po prosu fantastykę z dziećmi, ale wcale nie
do dzieci kierowaną. Ja jestem zadowolony i polecam całości z czystym sercem.
Dziękuje wydawnictwu Waneko
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz