Matko, jak ja czekałem na wznowienie tego komiksu.
Clowes to geniusz, wybitna twórca, którego nazwisko na okładce to za każdym
razem gwarant rozrywki z najwyższej komiksowej półki. A „Niczym aksamitna
rękawica odlana z żelaza” to bez dwóch zdań jedno z jego największych dzieł
(„Ghost World” nie bije, ale niewiele mu brakuje), które zachwyca absolutnie na
każdym polu.
Clay Laudermilk, nieprzystosowany facet, jakich
wielu, człowiek, który o znajomych pamięta dopiero, kiedy czegoś od nich
potrzebuje, przychodzi do kina. Kina porno. W otoczeniu ludzi, z którymi lepiej
nie mieć do czynienia, liczy na rozrywkę dla dorosłych, ale ta szybko zmienia
się w koszmar, kiedy na ekranie wyemitowany zostaje film sado-maso. Film
pozbawiony scen erotycznych, dziwne, chore kino, które tym bardziej przeraza
Claya, gdy rozpoznaje twarz aktorki w nim występującej. W poszukiwaniu prawdy o
produkcji Clay zetknie się z dziwami świata, na jakie nie jest gotowy. Ale czy
to wszystko prawda, czy może to z nim jest coś nie tak?
Daniel Clowes to taki twórca, który nieważne, co
weźmie w swoje ręce, przekuwa to w złoto. Prawdziwe komiksowe złoto bez ani
jednej zbędnej strony, bez zbędnych kadrów, zmarnowanych rysunków czy
niepotrzebnych dialogów. Nieważne czy bierze na warsztat zwyczajny temat zwyczajnego
życia równie zwyczajnych bohaterów, jak w „Ghost World”, gdzie ukazywał losy
nastoletnich bohaterek u progu dorosłości, czy kiczowate motywy z fantastyki
naukowej lat 50. i 60. XX wieku, efekt zawsze poraża i zachwyca.
Tym razem dostajemy rzecz w tym drugim temacie. W
ogóle ta powieść graficzna, o tytule zaczerpniętym z filmu „Faster, Pussycat!
Kill! Kill!”, to miks tak wielu rzeczy, że zawęzić listę inspiracji jest bardzo
ciężko. Klimatem całości najbliżej jest do filmów wczesnego Davida Lyncha, z
„Głową do wycierania” na czele. W sumie to tak wyglądałyby komiksy, gdyby Lynch
je tworzył, pod wpływem fascynacji kinem SF z połowy XX wieku. I nie tylko. Bo
„Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” to horror, to sci-fi, to thriller,
to dramat, to opowieść obyczajowa, bo tego też tu nie brak, ale to też i
oniryczna dziwność, którą ciężko do końca sklasyfikować. Niepokojąca zabawa na
zderzeniu paranoicznych wizji szaleńca, legendy miejskiej i kafkowskiego
klimatu, gdyby tylko Kafka lubił unurzać się w kontrowersjach rodem z prozy
Palahniuka.
Dziwaczne to wszystko, ale w swej dziwaczności
genialne w każdym calu. Obsadzone dziwakami, jakich Clowes kocha, w świecie
niczym synonim normalności widzianej oczami nieprzystosowanego, trafia do
dziwaków. I do całej reszty także. Oby tylko chcieli dzieła, które niepokoi,
porusza, zachwyca i klimatem, i wykonaniem, a przy okazji skłania do myślenia,
do zadumy. Takiej kwintesencji poszczególnych produktów składowych,
wszystkiego, co w nich najlepsze, samego sedna, poddanych filtracji własną
artystyczną wrażliwością i niepowtarzalnym stylem. A potem zaserwowanych nam
genialnie graficznie, genialnie edytorsko, wybitnie w każdym calu.
Brać w ciemno, innej rady nie mam. Kto nie ma,
niech naprawi ten ewidentny błąd. To komiks, do którego chce się wracać raz za
razem. I za każdym razem zachwycać będzie tak samo.
Dziękuję wydawnictwu
Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz