Siedemnasty tomik „Fire Force”, co tu dużo mówić,
to dokładnie to samo, co seria oferuje nam od samego początku. Może tylko
rozkręciła się trochę bardziej, bo pierwsze tomiki były dość niewprawne, cała
reszta jednak to po prostu wciąż konsekwentne rozwijanie bazowego pomysłu.
Czyli to, co lubimy i chcemy.
Walka o Nataku trwa. Jednak do walczących – Ósemki
i Hajimy – dołącza kolejna strona konfliktu w postaci ludzi Ewangelisty.
Problemów jednak pojawia się więcej, gdy Nataku zostaje wchłonięty, a jego
umysł poddany ciężkiej próbie. A moc rośnie i grozi zniszczeniami na naprawdę niewyobrażalną
skalę…
Gdzieś na styku tego, co czytaliśmy w „Ao no
Exorcist” i wszystkich tych historii o służbach typu policja, straż pożarna
etc., którymi nakręcają się chłopcy w pewnym wieku – a przynajmniej znacząca
część z nich – znajduje się „Fire Force”. Z „Ao” czerpie pełnymi garściami, a
„Ao” przecież pełnymi garściami czerpało z „Naruto” i z „Dragon Balla”, i z
„Pokemonów” też, a to między innymi oczywiście. No ale shounen, to shounen,
czerpać musi, bo opiera się na schematach, a czytelnicy lubią historie, które
już znają. I takie dostają.
Shounenów czytałem już tyle, że chociaż lubię ten schemat, coraz mniej
gatunkowych rzeczy mnie kupuje. Przynajmniej z nowości. „Fire Force” jednak
nadal mnie pociąga. Niezła to seria, tylko niezła, a może aż niezła – kwestia
podejścia i odbioru. Dla mnie aż, bo z tych niezłych, których na polskim rynku
się namnożyło, chyba ta jest najbardziej niezła. A miewa i naprawdę dobre
momenty, które potrafiły mnie i rozbawić, i wciągnąć i… Nie wiem, czy
zaskoczeniem bym to nazwał, ale pewne zwroty akcji też się twórcy udały, a
wszystkie podobieństwa do innych tytułów, jakimi mnie raczy, zamiast razić
wtórnością, wywołują sentymenty i przyjemne skojarzenia.
No i jest jeszcze ta szata graficzna, która trzyma
podobny poziom, co treść. Nie jest szczególnie oryginalna, co tu dużo mówić, ale
i tak jest miła dla oka. Pewnych jej minusów nie da się nie zauważyć, bo czasem
dziwna jest tu perspektywa czy proporcja, to znów osobliwy wydaje się design
postaci, ale nie na tyle, by stanowiło to jakiś problem. Ot trzeba po prostu
zauważyć, tak dla formalności. Tak czy inaczej, mangę ogląda się przyjemnie,
nie zawodzi wykonaniem, bywa całkiem nastrojowa i jako całość jest po prostu
przyjemną rozrywką. Dla fanów, bo dla kogo innego, by mogła, ale oni nie będą
zawiedzeni. A przecież o to właśnie chodzi.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz