KSIĘŻNICZKA
UCIEKA
Ja i arturiańskie mity? No nie, jakoś mi nigdy nie
było po drodze, w książkach, w kinie, w komiksach nawet (takiego marvelowskiego
Czarnego Rycerza to ja lubię tylko w wersji avengersowej z lat 90., gdzie tej
mitologii prawie nie było). I ja wiem, że to coś zrośnięte z kulturą i
popkulturą, że ten miecz w kamieniu albo okrągły stół to rzeczy, które zna
każdy i wciąż się gdzieś przewijają, ale jakoś nigdy to do mnie nie
przemawiało. Zawsze wolałem Rzym, Grecję, starożytny Egipt, nawet skandynawskie
podania, ale nie arturiańskie. A tu „Furia” wpadła mi w ręce i całkiem fajne
się to okazało. Trochę klasyczne, trochę wykręcone, trochę typowe i przewrotne
trochę. I bardzo szybkie w odbiorze, więc nawet kogoś podchodzącego do tematu
jak ja rzecz nie znużyła.
Akcja opowieści zabiera nas do Pendragon, królestwa,
którego dzielny król władający magicznym mieczem kiedyś pokonał złe moce,
ocalił świat, a teraz… No teraz królestwo nie ma się najlepiej, on sam zresztą
też, żyjąc jedynie wspomnieniami dawnej chwały, upajając się nimi, jak upaja
się nieprzerwanie trunkami. Co innego ten jego magiczny oręż, który przygód nie
ma dość. Ale pewnego dnia wszystko się zmienia za sprawą księżniczki, która
zaczyna mieć wszystkiego dość – dość tego, co dzieje się z jej ojcem, dość
perspektywy ożenku, dość, po prostu dość. Więc ucieka, rzuca się w wir podróży
z mieczem u boku, chcąc poznać nieco innego życia, świata, czegoś odmiennego.
No i odnaleźć zaginioną siostrę. Dokąd ją to wszystko zaprowadzi?
Czyli fabuła klasyczna, typowa wręcz, trochę baśni,
trochę przygodowej opowieści, akcja, przesłanie… Znamy to dobrze, wiemy o co
chodzi, sednem – i sensem – tej wersji nie jest więc sama opowieść jako taka, a
to, jak została wykonana. A wykonana jest naprawdę bardzo dobrze, z emocjami, z
jakimś takim luzem, lekkością, zadziornością i siłą wyrazu. I to sprawia, że
album – powieść graficzną właściwie – czyta się tak dobrze. Nawet, jeśli za
tematem się nie przepada.
Ta lekkość to z jednej strony nieprzesadzanie z
dialogami, dobre wyważenie między opowiadaniem obrazem, a słowami, z drugiej to
takie ekspresyjne podejście, które sprawia, że rzecz zyskuje sympatyczną nutę.
Jest to zabawne, także graficznie, jest całkiem ujmujące i urocze. Ma to też
swoją bajkowo-przygodową estetykę, ma taki feeling rodem z fantasy, ale jest i
coś cięższego, jak klimat chociażby. Jak te widoczne na stornach cienie, które
skradają się w cartoonowych, barwnych kadrach, jakby zwiastując coś niedobrego.
Bo „Furia” to może i bajka, ale bajka dla dorosłych.
Nie brak tu więc i scen, w których mamy krew czy brud. Nie brak bardziej
realistycznych czy mocniejszych momentów i elementów. Przede wszystkim jest
bardzo fajna szata graficzna, ze świetnym kolorem, niby prosta, ale potrafiąca
pójść w detal tak, że chce się na to patrzeć. Czyli fajny komiks dla starszych
czytelników, którzy lubią baśniowo i fantasy, a jeszcze bardziej dla tych,
którym mitologia arturiańska nie jest obojętna.
Komentarze
Prześlij komentarz