Więc tak – ja lubię mrok, horror i tego typu
elementy. Uwielbiam czy to na poważnie, czy w żartobliwym tonie. Ciężko podane
czy lekko zaserwowane. No lubię i tyle. Warunek – dobre wykonanie. I tak się
złożyło, że ta książka tematycznie to moja bajka – i szerzej jeszcze o tym
opowiem – ale wykonanie niestety już nie. Pomysł niezły, potencjał jakiś tam,
ale i to, i to zostało niestety niemal zmarnowane. Na szczęście nie do końca,
choć wątpię, by znalazł się ktokolwiek, kto byłby bardzo z dzieła zadowolony.
Oto oni. Piotr i Jutka, para w sumie jakich wiele
poza tym, że ona nie żyje, jest zombiaczką, a randkują na cmentarzu. A cmentarz
to też nie taki zwykły, bo pełno tu wszelkiej maści paranormalnego tałatahjstwa,
które koegzystuje jakoś ze sobą i z żywymi. No i jest jeszcze Kasia, czyli dziewczyna
Jutki, martwa od wieków już, a tej Piotrek bynajmniej się nie podoba i nie
pasuje. I już samo to wystarczyłoby, żeby miało się co dziać, ale dochodzi tu
jeszcze do morderstwa, a cała sprawa okazuje się być związana jakoś z Jutką i
jej przeszłością. No i zaczyna się!
Czy to książka młodzieżowa, czy dla dorosłych, to w
sumie pierwsze pytanie, jakie ciśnie mi się na usta. I nie mam na nie dobrej
odpowiedzi. Bo tak, spójrzcie na okładkę – młodzieżowo wygląda, kolorowa,
komiksowa, trochę infantylna, ale jeśli kiczowata to w całkiem przyjemny sposób
kiczowatych opowieści grozy dla młodszych odbiorców. Ale treść? No nie za wiele
tu dla dzieci i młodzieży – seks, zbrodnie, wulgaryzmy. A znów z drugiej strony
to pisarstwo, które jest tu uprawiane dla dojrzałych czytelników też się nie
nadaje, bo naiwne, bo pozbawione niezbędnych często opisów i przesadnie
uproszczone. No czytałem to i miałem wrażenie, jakbym sięgnął po wypociny
mentalnego nastolatka, który pisać trochę jakby się nauczył – może jakieś
kursy, warsztaty – ale tak nie do końca ogarnął temat, nie ma doświadczenia, a
poza tym barak mu dojrzałości. Więc robi niby tam zakręconą – ale prostą, jak
drut fabułę – sklecając ją z elementów wtórnych i sztampowych (ot taki
książkowy odpowiednik potwora Frankensteina, pozszywany z fragmentów tego, co
już było) i bawi się jak dzieciak tym seksem, który ciągle mu w głowie i
przekleństwami, których używa, jak znaków interpunkcyjnych, na poziomie nastolatka
klnącego tylko dlatego, że uważa to za dorosłe albo zabawne.
I ja nie mam nic przeciw przekleństwom, żeby nie
było. Uważam zresztą, że to może być świetny środek wyrazy, akcentowania i że
bez tego czasem się nie da. Z tego zresztą też można uczynić sztukę, a tu
szczeniackie jest, puste i naiwne. Ktoś powie, że okej, że tak wyraża się
młodzież, ale faktem jest raczej, że tak wyraża się najgorszy sort młodzieży, a
ta książka ukazuje zupełnie innych, pozytywnych przecież bohaterów. A
przynajmniej próbuje takich ich kreować, bo ta, która klnie najwięcej jest w
sumie taką postacią z założenia dobrą, co to chłopakowi tyłek ratuje. A cała
reszta jest zwyczajnie naciągana, choć ma momenty. Szkoda, że tylko momenty.
Plusy? Rzecz jest pisana przy użyciu masy dialogów,
dzięki czemu szybko się czyta. No ale to właściwie tyle. Bo szybko nie znaczy,
że bez męczenia. Liczyłem na lekką, prostą, ale podaną z klimatem historię,
fajny młodzieżowy romans i trochę mocniejszych wrażeń, dostałem coś, co nawet
nie udaje, że to ma. Albo udawać nie potrafi, bo jeśli romans jest to taki, w
którym nie ma żadnych uczuć, jeśli kryminał to pozbawiony jakichkolwiek
intrygujących czytelnika elementów, a horror to już w ogóle z tego żaden. No i
jeszcze ten humor, który nijak nie śmieszy – ja lubię czarny humor, w sumie
kocham, bo głównie taki we mnie coś wywołuje, a tu żenował. W skrócie, książka,
której zabrakło niemal wszystkiego, co zdawała się obiecywać. Więc tylko, jeśli
nie macie właściwie żadnych wymagań, nie lubicie fajnych fabuł, dobrze
skrojonych postaci i niebanalnego pisarstwa, śmiało możecie sięgnąć. Dla reszty
będzie to banał, od którego czasem aż zgrzyta się zębami.
Komentarze
Prześlij komentarz