GWIEZDNY
KONIEC
Czwarta i zarazem ostatnia część cyklu „Skyward” –
części tzw. „Cytoverse” – to, jak poprzednie tomy, lekka, prosta, niewymagająca
i całkiem sympatyczna książka, kolejna taka w dorobku Sandersona. Okej, oddać
jej należy to, że wraz z rozwojem akcji tej prostoty jest tutaj mniej, ale
jednocześnie większej głębi też nie ma. Nie zmienia to jednak faktu, że ta kosmiczna
młodzieżówka, która sporo czerpie ze starwarsowej tradycji (inaczej określić
jej się nie da), wchodzi całkiem przyjemnie, a przy okazji najwyraźniej nie
kończy definitywnie tematu, więc kogo to wszystko wciągnęło, może w końcu
doczeka się ciągu dalszego.
Spensa powraca. Pobyt w niebycie i odkrycie prawdy odmieniły
ją jednak nie do poznania. Ale powrót oznacza też ponowne wejście w sam środek
walki o Galaktykę, a chociaż Eskadra Do Gwiazd zdobyła sojuszników i pokazała
na co ją stać, nadal jednak wróg nie ustaje w walce, a przegrana jest kwestią
czasu. Spensa już wkrótce stanie więc przed decyzją, ile poświęcić i na co się zdecydować
w obronie tego, co dla niej ważne…
No to jak to jest z tą całą serią „Skyward” i z „Cytoverse”?
Chociaż to wydana w 2018 roku powieść „Do gwiazd” otwiera cykl o tym samym
tytule („Skyward” to jej oryginalny tytuł właśnie), historia „Cytoverse”
zaczęła się dekadę wcześniej od opowiadania „Defending Elysium”. Do tego w roku
2021 ukazały się jeszcze trzy nowelki napisane wspólnie z Janci Patterson
(„Sunreach”, „ReDawn” i „Evershore” zebrane potem w tomie „Skyward Flight: The
Collection”). No ale to tło, a znaczenia ma tak naprawdę ta powieściowa
tetralogia wydana po polsku. No i niezła jest ona. Nie jakaś wybitna, sporo podpatruje
tu i tam, a to stara się wziąć trochę z heroin kina akcji i fantastyczno-naukowym
lat 70. i 80. pokroju Elen Ripley, a to znów bierze coś z superhero czy
fantasy, to ze wspomnianych „Gwiezdnych wojen”.
To taka młodzieżówka, co ma i akcję, i klimat – i
kilka ciekawych popisów wyobraźni także. Jest też rozmach, wiadomo, już same cztery
tomy po pięćset, sześćset stron sugerują, że tak właśnie jest. Oczywiście wraz
z rozmachem pojawia się w serii sporo wątków, które można było poprowadzić w
bardziej zwięzłej formie. Poza tym, gdyby zrobić z tego rzecz dla dorosłych, gdyby
nie ograniczać się wiekiem docelowego odbiorcy, mogłoby wyjść lepiej. Bo raz,
że przez to kwestie niektórych motywacji, wątpliwości moralnych etc. są w tej
finałowej części bardzo naiwne, naciągane i choć miały wypaść moralizatorsko, a
jednak prezentuje się tak, że może odnieść zupełnie inny na tym polu skutek –
zależy na kogo to trafi. Niemniej ten finał daje radę, jest niezły, ma momenty
i w sumie fajnie było doczytać serię do końca. Tym bardziej, że ja, dzieciak
swoich czasów, wychowany między innymi na kinie science fiction lat 70. i 80.
XX wieku, odnajdywałem tu elementy budzące nieco nostalgii.
Jak na young adult jednak, rzecz jest całkiem do
rzeczy napisana, nie jest przesadnie infantylna, a chociaż odkrywczości i
świeżości w niej nie za wiele, nie jest też przesadnie odgrzewanym kotletem. Rzecz
lekka, prosta i na temat. Rzetelna robota, typowa, ale czy coś w tym złego? Fani
gatunku i pisarza znajdą tu coś dla siebie. Choć Sanderson jednak lepiej wypada
w klimatach fantasy.
Komentarze
Prześlij komentarz