SEKRETY
MIASTA
Kolejna książka z tego wydawnictwa, serii, w tym
formacie i… Tym razem było to doświadczenie bardziej specyficzne, niż
wcześniej. Po przeczytaniu całkiem sporej ilości publikacji tego wydawcy, tych
kwadratowych książeczek – powieści, zbiorów opowiadań, zbiorów publicystyki –
mogłem śmiało spowiedzie się czegoś naprawdę dobrego. No i dobrą rzecz
dostałem, nie przeczę, acz z mojej perspektywy w pewien sposób właśnie osobliwą,
bo pod wieloma względami znajomą i w pewnym sensie bliską. Przez to ciekawą
także w inny, niż stricte fabularny sposób, ale też i sprawiającą, że trudniej
mi ją omówić. Ale nie żałuję sięgnięcia.
Wszystko zaczyna się od wspominek. Od spowiedzi
narratora książki, który wziął udział w pewnych wydarzeniach, a teraz spisuje
wszystko, w tajemnicy, w ukryciu, wiedząc, że jednak nie odkupi tym swojej
domniemanej winy. Co takiego jednak zrobił?
Akcja cofa się w czasie do momentu, kiedy to w
trakcie robót na placu budowy, odkryte zostają zasypane od niepamiętnych czasów
ruiny. Odkrycie rozpala wyobraźnię mieszkańców niewielkiej mieściny, w której
do niego dochodzi. Czyżby był to zamek Grodzimira? A może resztki dawanego krzyżackiego
albo cysterskiego klasztoru? Nikt nie ma pojęcia, ale pomóc mogą w tym dokonane
już wkrótce kolejne odkrycia, jak choćby rękopis najprawdopodobniej założyciela
miejscowości. Lokalna społeczność nie tylko zaczyna snuć domysły i żyć tym
wydarzeniem, ale jednocześnie upatruje w tym wszystkim szansę choćby na
uzyskanie praw miejskich. Ale jaka jest prawda o tym wszystkim i do czego
ostatecznie doprowadzi?
Ponad dekadę temu w mojej miejscowości –
niewielkim, kilkunastotysięcznym mieście – w trakcie remontu runku odkryte
zostały ruiny murów, które wzięto za pozostałości po legendarny, widocznym w
tle na jednym z wiszących w miejscowej bazylice portretów, ratuszu miejskim.
Wydarzenie to rozpalało lokalną wyobraźnię, ludzi, podobnie, jak w tej książce.
Mieszkańcy, kolokwialnie mówiąc, kręcili się po rynku, rozmawiali, fotografowali,
snuli domysły – potrafili stać w upale godzinami, jakby licząc, że zobaczą
wykopanie skarbu przez archeologów. Gdzieś w tym wszystkim ostatecznie
znalazłem się i ja, ale od nieco innej strony, bo postanowiłem temat ten
wykorzystać na gruncie literackim. W efekcie zrodził się wtedy serial
literacki, krótkie odcinki drukowane w lokalnej gazecie, zebrane potem w formie
książkowej, które w sumie zaczynały się podobnie, jak ta książka – oto w
trakcie prac odkryte zostają ruiny fundamentów. Potem odkryta zostaje jeszcze
księga sprzed wieków, która w ruch wprawi machinę wydarzeń i… Nie, nie o sobie
zamierzam tu pisać, nie o podobieństwach i różnicach, a tych drugich jest dużo.
Chodzi mi jedynie o zarysowanie tła, które jest istotne by pokazać, jak
czytanie „Urbs Ex Nihilo” (swoją drogą, żeby było śmieszniej, dodam, że
rozdziały w mojej historii miały łacińskie tytuły) stało się dla mnie osobliwym
doświadczeniem przez to zbieżności, przez wydarzenia jednak łączące mnie z tym
wszystkim na gruncie bardzo osobistym. A to dało mi ciekawe spojrzenie na
wszystko.
Ale dobra, dość tych prywat. Wracając do książki,
mamy ciekawą historię, trochę, jak ten „Kod Leonarda Da Vinci”, który wywołał
więcej nawet naśladownictw, niż kontrowersji, gdzie czasy współczesne, odkrycie
sprzed wieków i wynikające z tego wydarzenia splatają się w jedno. Z tym, że tu
mamy tu wszystko na tle swojskiej prowincji, małej mieściny zaludnionej przez
różnych bohaterów, ale widzianej dla nas oczami narratora. I jednocześnie jest
to o wiele bardziej przyziemne, zwyczajne, życiowe. Jest tu fajnie odmalowany
portret takiej społeczności, takiego miejsca, jest też niezły pomysł na
wszystko, acz oczywisty, jest wątek romantyczny, jest ciekawy klimat, jest… No
wszystkiego zdradzać nie chcę, nie zamierzam tu wyjaśniać jakimi ścieżkami
gatunkowymi podąża ta historia, czy to obyczajowa rzecz – a wątków obyczajowych
jest tu dużo – sensacyjna, przygodowa, czy może coś z fantastycznym zacięciem.
Jest po prostu udana, nieźle napisana, prosta, acz sympatyczna powieść, którą
czyta się w zasadzie na raz. I całkiem przyjemne jest to doznanie.
Komentarze
Prześlij komentarz