UNIWERSUM
SPAWNA SIĘ ROZRASTA
Ten zeszyt to taka rzecz, którą przydałoby się
wcisnąć w siódme „Compendium” serii, pomiędzy numery 318 i 319. Bo ważne, bo
dopełnia, bo dopowiada. To z jednej strony. Z drugiej to taki zeszyt, jak „Uniwersum
DC: Odrodzenie”, czyli spora, ale krótka, eventowa historia, która coś tam wnosi,
coś zmienia i dorzuca, ale przede wszystkim służy, jako trailer dla rzeczy, które
nadejdą. Szkoda, że w albumie jej nie było, ale dorwać zeszytówkę nietrudno. A kto
lubi Spawna, dorwać warto, mimo kiepskiej okładki (wariantowe o dziwo są często
o wiele lepsze).
Dwa tygodnie temu Cogliostro został schwytany przez
tajemniczych „ludzi” od Omega Spawna. Teraz nasz Spawn, po ostatnich
wydarzeniach, kontynuuje swoją misję, chcąc w końcu dowiedzieć się paru rzeczy i
przekonać się, co może wyjść w sprawie Stref Śmierci. Jednocześnie decyduje się
na powrót na wyspę, z której dopiero co uciekł, by odkryć jej sekrety. Wspiera go
Cy-Gor, ale pokonani i uwięzieni (no dobra, uwięziony zostaje tylko Pomiot) wraz
z Cogiem i Gunslinger Spawnem, zaczną odkrywać sekrety tego miejsca. jaki jest
jednak cel ich porywaczy, istot, które pomagały tworzyć moce, jakimi władają
Spawny? I do czego doprowadzą nękające świat dziwne wstrząsy sejsmiczne?
Co wyjaśnia ten zeszyt? Sporo. Dowiadujemy się jaka
moc była na wyspie, skąd wziął się Plague, a przy okazji na scenie pojawia się
po raz pierwszy Sinn – przynajmniej jako Sinn właśnie, bo pod innym nazwiskiem
dobrze go znamy. To tak mniej więcej. Fabuła kręci się zaś wokół pustego tronu
piekła, który wszyscy chcą zająć. Spoiler? A gdzie tam, kto czyta „Spawna”,
wie, że to w serii na tym etapie główny, ciągnący się już spory czas wątek. Ten
zeszyt zaś rozwija go jedynie, stawiając na szybką akcję na wyspie i rzucając nam
garść informacji, na rozwinięcie których będziemy musieli zaczekać. Co ciekawe
i co lubię, Todd wraca tu do historii obyczajowych, znajdując czas na pokazanie
nam losów postaci dla akcji nieistotnej, a jednak wnoszącej nieco emocji –
takich ludzkich, zwykłych, przyziemnych.
Podobnie jest w dodatkach. A zwłaszcza shorcie o She-Spawn,
ale już bez tej wdzięczności. Short o Medieval Spawnie jest nijaki, a oba są
kiepsko rysowane, ale wymiata graficznie historyjka o Gunslinger Spawnie i…
Tak, główna opowieść graficznie to też jedno z najlepszych co w tej serii
wydarzyło się od lat. Cheung z jednej strony operuje stylem dla siebie charakterystycznym,
z drugiej jednak robi mroczniej niż dotychczas, a i doskonale wpasowuje się w
spawnową estetykę – taką, jaką pokochaliśmy w latach 90., gdzie jest dużo
cienia i czerni, widowiskowo jest, efekciarsko, ale i efektownie. Popatrzeć
jest na co, fajna dynamika panuje w kadrach, sporo detali i nuty grozy. I to,
jak się to wszystko ogląda to czysta przyjemność i najlepsze, co zeszyt ma do
zaoferowania. I dlatego właśnie, chociaż „Spawn’s Universe” to nic innego, jak pomost
między główną serią, a startującymi zaraz po publikacji tego specjalnego numeru
cyklami „King Spawn”, „Gunslinger Spawn” i „Scorched”, poznać powinien go każdy
fan. Robi to większe wrażenie niż wszystkie te dodatkowe wyjaśnienia (których
nie powinno się swoją drogą przenosić na grunt poboczny).
Komentarze
Prześlij komentarz