Ostatnie dzieciaki na Ziemi #2: Parada zombiaków – Max Brallier

PARADA POTWORÓW

 

Pierwszy tom „Ostatnich dzieciaków na Ziemi” okazał się tylko niezłą i aż niezłą rozrywką, utrzymaną w stylistyce popularnych w ostatnich latach dzieł dla dzieci. „Dziennik Cwaniaczka”, „Zapiski luzaka”, „Alek Topa” czy nawet nasza polska, swojska seria „Hej, Jędrek!” – trudno by któryś małoletni czytelnik nie kojarzył choć jednego z tych tytułów. I właśnie o dorzucenie swoich trzech groszy do tej długiej tradycji pokusił się Max Brallier, który – wzbogacając ją o wątki rodem z horroru – stworzył dzieło lekkie i sympatyczne, a w drugim tomie bardziej obszerne niż poprzednio.

 

Świat zwariował, zaczęła się wielka apokalipsa potworów, a zostawiony sam sobie przez rodzinę zastępczą Jack Sullivan, musiał jakoś sobie poradzić. I poradził! Pokonał bestię o imieniu Blarg i został bohaterem. Akcja powieści zaczyna się miesiąc później, kiedy Jack ugruntowuje swój status, wyruszając na wszelkie misje, których od prawdziwego herosa czasów apokalipsy należy oczekiwać. Wraz ze swoimi towarzyszami, niczym współczesna wersja króla Artura i jego rycerzy, stara się stworzyć bestariusz potworów zamieszkujących teraz świat. Zadanie nie jest łatwe, ale to, co czeka na nich w najbliższym czasie będzie jeszcze trudniejsze… Czyli, jak zawsze!

 

Chociaż tytuł sugeruje, że w tym tomie czeka nas prawdziwa apokalipsa zombie, rozkład akcentów i udział potworów jest tu mniej więcej taki sam, jak w części pierwszej. To tylko taki drobiazg, o którym warto wspomnieć, ale niemający na szczęście wpływu na odbiór całości. Jeśli więc podobał się Wam pierwszy tom, drugi tym bardziej Was nie zawiedzie. Jest tu bowiem wszystko to, co znaleźć mogliście poprzednio. Ten sam bohater, podobne stwory, taki sam typ humoru, akcji… Nawet konstrukcja jest bliźniaczo podobna do tego, co już znamy, a jedyna różnica między obiema częściami jest taka, że tym razem powieść liczy więcej stron.

 

Ci jednak, którzy nie czytali „Ostatnich dzieciaków na Ziemi”, powinni wiedzieć, że to lekka, sympatyczna i zabawna lektura. Może nie śmiesząca w takim stopniu, jak wymienione przeze mnie na początku kultowe już tytuły, ale i nierozczarowująca. Każdy tom to rzecz szybka w odbiorze, wciągająca i zróżnicowana. Dostosowana zarówno do wieku odbiorcy (nie znajdziecie więc tu żadnych niewłaściwych treści), jak i oczekiwań współczesnych czytelników, dzieciom dostarczy rozrywki na parę mile spędzonych godzin. Za minus można tu poczytywać – ale i to bardzo umownie – tylko jeden fakt: seria mogłaby być atrakcyjniejsza też dla dorosłych odbiorców, do których puszczałaby oko i bawiła motywami znanymi tylko im.

 

Ale i tak jest nieźle. „Ostatnie dzieciaki na Ziemi” to sympatyczna rozrywka na przyzwoitym poziomie. Znakomicie zilustrowana i potrafiąca wciągnąć. Dzieci na pewno będą zadowolone.

Komentarze