MORDERCZY
ZODIAK
Dziś wyciągam kolejny staroć o mordercach. Z tym,
że dla odmiany nie jest to thriller, a literatura faktu. Ostatnio odświeżałem
sobie kilka filmów Finchera, bo gościa lubię, cenię i nawet beznadziejna „Zaginiona
dziewczyna”, której twist był tak do bólu oczywisty, że aż zgrzytałem zębami,
nie zniechęciła mnie do obcowania z jego twórczością czy nudy pokroju biografii Mankiewicza. I wśród tych filmów był „Zodiak”,
znakomita rzecz ze świetnym klimatem. A tego „Zodiaka” oparto właśnie na tej książce
(i drugiej, też tego samego autora) i… No i film w moim odczuciu jest lepszy, nie
tylko dlatego, że bardziej definitywny, ale też i po ptrosyu lepiej zrobiony. Choć
dzuieło Graysmitha też ma swój urok i jako relacja z tamtych wydarzeń robi
robotę.
Zodiak to psychopata niemal tak legendarny, jak sam
Kuba Rozpruwacz. Seryjny morderca, który przez lata swej działalności uśmiercił
co najmniej pięć osób (tyle oficjalnie mu się przypisuje, choć mogło być ich
kilkadziesiąt). Nigdy nie został złapany, pomimo upływu ponad półwiecza od
tamtych wydarzeń. A ta książka rekonstruuje jego zbrodnie i wszystkie związane z
nimi fakty.
Już kiedy w roku 2007 bodajże ta książka wychodziła
na polskim rynku, nie była pozycją nową, świeżą i w ogóle. Pierwotnie wydana
została w roku 1986, ale dzięki premierze filmu Davida Finchera, trafiła do
naszych księgarń i chociaż nie wiem, jak tam było z jej sprzedażą, ja swój
egzemplarz dorwałem po paru latach na stoisku z książkami za grosze, gdzie „Zodiaka”
było pełno, więc przynajmniej w niektórych miejscach rzecz nie schodziła za
dobrze (a teraz chodzi za astronomiczne kwoty na różnych portalach…). Ale tak
czy inaczej to książka dobra i warta uwagi, choć też nie do końca spełniona tak,
jak bym tego oczekiwał.
Jak wiadomo to nie powieść, a dziennikarska relacja
ukazująca nam krok po kroku przebieg całego śledztwa. I ja w takich wypadkach
od beletrystyki wolę właśnie literaturę faktu, ale tu nie wszystko wyszło jak należy.
Okej, ta relacja jest szczegółowa, uzupełniona o przedruki listów Zodiaka, jego
portrety pamięciowe, kartki, koperty, portret psychologiczny, szyfry jakie słał
itp., więc autor, człowiek, który pracował wtedy w gazecie jako rysownik i miał
obsesję na punkcie mordercy, prowadząc własne śledztwo, odwalił kawał solidnej
roboty. Widać tu zaangażowanie, dokładność, skrupulatność i rzetelność, rzecz
ma też naprawdę dobry, dość mocny początek, ale ogół nie jest napisany tak
dobrze, jak powinien. Nie wiem, czy to wina tego, że Robert Graysmith to nie
pisarz, nawet dziennikarz, a rysownik prasowy właśnie, czy może mamy tu „zasługę”
polskiego przekładu, ale wartość literacka tego dzieła jest znikoma. Trochę szkoda,
ale…
Właśnie, nie o to przecież chodzi, a o przybliżenie
nam postaci Zodiaka i nieznanych wcześniej szczegółów, i jako takie kompendium
wiedzy o tym psychopacie, sprawdza się znakomicie. Przy okazji, mimo to, a może
dzięki tej niewprawności i surowości, dostarcza emocji większych niż niejeden
thriller, bowiem człowiek uświadamia sobie, że to przecież działo się naprawdę
i fakt ten potrafi podziałać na wyobraźnię (scena z wypadającą w trakcie
oględzin zwłok kulą chociażby). Jednocześnie książka nie jest wolna od
literackich ambicji i właśnie przez to zgrzyta to wszystko bardziej, niż powinno.
Graysmith bowiem stara się dodatkowo budować napięcie, stosować retardacje i
wszelkie inne zabiegi mające uatrakcyjnić nam lekturę, a efekt jest niestety
odwrotny. Choć i tak rzecz jest literacko lepsza niż większość współczesnych
thrillerów, a i ma więcej od nich napięcia, emocji i klimatu.
W skrócie, rzecz może i daleka od ideału, ale nadal
warta uwagi. Szkoda jednak, że druga z jego książek o Zodiaku, ta z 2002 roku („Zodiac
Unmasked: the identity of America's most elusive serial killer revealed”) nie
pojawiła się w naszym kraju, bo dodawała sporo w temacie. Ale z drugiej strony
mi osobiście ta jedna w zupełności wystarczyła. I nie żałuję poświęconego jej
czasu.
Komentarze
Prześlij komentarz