Zodiak – Robert Graysmith

MORDERCZY ZODIAK

 

Dziś wyciągam kolejny staroć o mordercach. Z tym, że dla odmiany nie jest to thriller, a literatura faktu. Ostatnio odświeżałem sobie kilka filmów Finchera, bo gościa lubię, cenię i nawet beznadziejna „Zaginiona dziewczyna”, której twist był tak do bólu oczywisty, że aż zgrzytałem zębami, nie zniechęciła mnie do obcowania z jego twórczością czy nudy pokroju biografii Mankiewicza. I wśród tych filmów był „Zodiak”, znakomita rzecz ze świetnym klimatem. A tego „Zodiaka” oparto właśnie na tej książce (i drugiej, też tego samego autora) i… No i film w moim odczuciu jest lepszy, nie tylko dlatego, że bardziej definitywny, ale też i po ptrosyu lepiej zrobiony. Choć dzuieło Graysmitha też ma swój urok i jako relacja z tamtych wydarzeń robi robotę.

 

Zodiak to psychopata niemal tak legendarny, jak sam Kuba Rozpruwacz. Seryjny morderca, który przez lata swej działalności uśmiercił co najmniej pięć osób (tyle oficjalnie mu się przypisuje, choć mogło być ich kilkadziesiąt). Nigdy nie został złapany, pomimo upływu ponad półwiecza od tamtych wydarzeń. A ta książka rekonstruuje jego zbrodnie i wszystkie związane z nimi fakty.

 

Już kiedy w roku 2007 bodajże ta książka wychodziła na polskim rynku, nie była pozycją nową, świeżą i w ogóle. Pierwotnie wydana została w roku 1986, ale dzięki premierze filmu Davida Finchera, trafiła do naszych księgarń i chociaż nie wiem, jak tam było z jej sprzedażą, ja swój egzemplarz dorwałem po paru latach na stoisku z książkami za grosze, gdzie „Zodiaka” było pełno, więc przynajmniej w niektórych miejscach rzecz nie schodziła za dobrze (a teraz chodzi za astronomiczne kwoty na różnych portalach…). Ale tak czy inaczej to książka dobra i warta uwagi, choć też nie do końca spełniona tak, jak bym tego oczekiwał.

 

Jak wiadomo to nie powieść, a dziennikarska relacja ukazująca nam krok po kroku przebieg całego śledztwa. I ja w takich wypadkach od beletrystyki wolę właśnie literaturę faktu, ale tu nie wszystko wyszło jak należy. Okej, ta relacja jest szczegółowa, uzupełniona o przedruki listów Zodiaka, jego portrety pamięciowe, kartki, koperty, portret psychologiczny, szyfry jakie słał itp., więc autor, człowiek, który pracował wtedy w gazecie jako rysownik i miał obsesję na punkcie mordercy, prowadząc własne śledztwo, odwalił kawał solidnej roboty. Widać tu zaangażowanie, dokładność, skrupulatność i rzetelność, rzecz ma też naprawdę dobry, dość mocny początek, ale ogół nie jest napisany tak dobrze, jak powinien. Nie wiem, czy to wina tego, że Robert Graysmith to nie pisarz, nawet dziennikarz, a rysownik prasowy właśnie, czy może mamy tu „zasługę” polskiego przekładu, ale wartość literacka tego dzieła jest znikoma. Trochę szkoda, ale…

 

Właśnie, nie o to przecież chodzi, a o przybliżenie nam postaci Zodiaka i nieznanych wcześniej szczegółów, i jako takie kompendium wiedzy o tym psychopacie, sprawdza się znakomicie. Przy okazji, mimo to, a może dzięki tej niewprawności i surowości, dostarcza emocji większych niż niejeden thriller, bowiem człowiek uświadamia sobie, że to przecież działo się naprawdę i fakt ten potrafi podziałać na wyobraźnię (scena z wypadającą w trakcie oględzin zwłok kulą chociażby). Jednocześnie książka nie jest wolna od literackich ambicji i właśnie przez to zgrzyta to wszystko bardziej, niż powinno. Graysmith bowiem stara się dodatkowo budować napięcie, stosować retardacje i wszelkie inne zabiegi mające uatrakcyjnić nam lekturę, a efekt jest niestety odwrotny. Choć i tak rzecz jest literacko lepsza niż większość współczesnych thrillerów, a i ma więcej od nich napięcia, emocji i klimatu.

 

W skrócie, rzecz może i daleka od ideału, ale nadal warta uwagi. Szkoda jednak, że druga z jego książek o Zodiaku, ta z 2002 roku („Zodiac Unmasked: the identity of America's most elusive serial killer revealed”) nie pojawiła się w naszym kraju, bo dodawała sporo w temacie. Ale z drugiej strony mi osobiście ta jedna w zupełności wystarczyła. I nie żałuję poświęconego jej czasu.

Komentarze