Żywe Trupy. Tom I i II - słuchowisko - Robert Kirkman


TRUPY OŻYŁY


Marka „The Walking Dead”, bo tak chyba wypada nazywać już ten fenomen, podbiła cały świat i niemalże każdą gałąź sztuki. Zaczęło się od komiksu, który wyrósł na gruncie inspiracji filmami z lat 60. i 70. ubiegłego stulecia, potem był bijący rekordy popularności serial, a wraz nim posypały się gry, dodatki, gadżety, książki i całe mnóstwo innych rzeczy. Wśród nich także projekt niezwykły, bo zainicjowany przez polskich twórców, którzy zdecydowali się komiksowy pierwowzór przerobić na słuchowisko. Efekt finalny przeszedł moje oczekiwania, bo dźwiękowe „Żywe Trupy” to rewelacyjny przykład tego, jak powinno się robić podobne rzeczy.


Głównym bohaterem przedstawionych tu wydarzeń jest Rick, młody policjant, który zostaje ranny na służbie. Kiedy odzyskuje przytomność w szpitalu, budynek jest w opłakanym stanie, a cały świat wygląda, jakby wydarzyła się apokalipsa. W opustoszałej scenerii po tajemniczej zagładzie snują się żywe trupy, które są zagrożeniem dla każdego człowieka. Rick postanawia spróbować odnaleźć swoich bliskich, którzy być może wciąż żyją, ale by to zrobić musi przeprawić się przez zrujnowane, pełne zagrożeń tereny, chociaż nie do końca odzyskał sprawność…


Przyznam się szczerze, że nie jest wielkim fanem „The Walking Dead”. Serialu nie trawię zupełnie, powieści czytałem, ale nie zachwyciłem się nimi, a jedynie z tego wszystkiego komiksowy pierwowzór przypadł mi do gustu. Teraz jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że słuchowisko okazało się jeszcze lepszym przeżyciem, łącząc uroki graficznego pierwowzoru z aktorskimi kreacjami, niesamowitymi efektami dźwiękowymi i muzyką.


Fabularnie wersja audio nie różni się niczym od serii pisanej przez Roberta Kirkmana. To jego scenariusz i dialogi zostały wiernie odtworzone – i to do tego stopnia, że każdy rozdział jest odpowiednikiem jednego zeszytu. Tych natomiast na płycie znalazło się dokładnie 12 – pierwsze dwa tomy losów Ricka i innych ocalałych w postapokaliptycznym świecie. Liczy się jednak nie ilość, a jakość, a ta jest naprawdę rewelacyjna. To, jak słucha się „TWD”, jak odbiera się uszami cały świat przedstawiony, fascynuje. Aktorzy, choć miałem co do niektórych z nich wątpliwości, świetnie się spisali, a cała pozostała dźwiękowa otoczka stoi na najwyższym poziomie. W konsekwencji słuchanie historii to czysta przyjemność, pobudzająca apetyt na więcej. A zatem jeśli lubicie „The Walking Dead” albo po prostu tematyka zombie, tudzież szerokorozumianego horroru, leży w polu Waszych zainteresowań, sięgnijcie koniecznie – naprawdę warto przekonać się, jak wspaniale zwykłe dźwięki ożywiły trupy.

Komentarze