Monstressa #3: Przystań - Marjorie Liu, Sana Takeda

POTWÓR WEWNĄTRZ


„Monstressa” powraca z kolejny tomem swoich przygód. Nie będę ukrywał, że seria, choć urzekła mnie rewelacyjnymi rysunkami, scenariuszem nie powaliła już na kolana. Okazało się bowiem, że całość to proste fantasy, łączące w sobie stylistykę czerpaną z komiksów amerykańskich, europejskich i mangi. Nadal jednak przyjemne w odbiorze i warte polecenia miłośnikom gatunku, nawet jeśli fabularnie nie wybijające się jakoś szczególnie ponad podobne dzieła.


Po wydarzeniach z ostatniej części Maika Półwilk płynie do Pontusu, gdzie znajduje się obóz dla uchodźców, Rozlewisko Łez. To tylko jeden z przystanków na jej drodze do odkrycia sekretów własnej przeszłości, ale dziewczyna ma nadzieję na chwilę odpoczynku i spokoju. Tym bardziej, że Potwór milczy, odkąd pożywił się załogą okrętu Królowych Krwi. Niestety okresy jego milczenia stają się coraz krótsze, a to nie wróży niczego dobrego. Zresztą to nie jedyny problem, z jakim dziewczyna musi się zmierzyć. Pontus nie jest rajem, jakiego oczekiwała, jakby tego było mało, wojna zbliża się coraz większymi krokami, a ona znajduje się w samym centrum wydarzeń. Tylko działając razem z Potworem będzie miała szansę przetrwać, ale i to poświęcenie może nie wystarczyć…


Jak już pisałem na wstępie, „Monstressa” fabularnie jest rzeczą ciekawą, ale na kolana nie powalającą. To typowe fantasy z bohaterką kryjącą w sobie bestię, masą wrogów do pokonania, przyjaciół towarzyszących w jej wyprawie i niezwykłych miejsc. Przygód tu nie brakuje, na nieco humoru też znalazło się miejsce – seria właściwie na każdym polu czerpie z mangi, więc i żarty, jakie tu znajdziecie, są w stylu japońskich autorów. Czyta się to wszystko przyjemnie, czasem z emocjami, „Monstressa” ma na dodatek ciekawy klimat i odpowiedni ciężar fabularny…


… ale i tak najlepsze są w niej ilustracje. Bo w końcu w scenariuszu nie znajdziemy nic oryginalnego, jeśli dostatecznie znamy literaturę, komiksy i filmy z gatunku fantasy. Jeśli zaś chodzi o szatę graficzną, Sana Takeda, czerpiąc pełnymi garściami z komiksu amerykańskiego, europejskiego i mangi, stworzyła coś, co absolutnie zachwyca. W  jej rysunkach realizm zderza się z prostotą, a rożne techniki mieszają się ze sobą, dając rewelacyjny efekt finalny. Kreska i przepiękny kolor, barwny, bogaty, ale stonowany, doskonale uzupełniają się nawzajem, z miejsca wpadając w oko i zachwycając.


Po „Monstressę” warto więc sięgnąć już dla samych ilustracji. Na szczęście fabuła, mimo wszystkiego, co napisałem powyżej, została dobrze poprowadzona i nie zawiedzie miłośników gatunku. Co prawda aż chciałoby się, żeby tak rewelacyjnie narysowany komiks, również pod względem scenariusza zwalał z nóg, ale nie jest źle, więc czytelnicy mają się z czego cieszyć.


Komentarze