POTWÓR
WEWNĄTRZ
„Monstressa” powraca z kolejny
tomem swoich przygód. Nie będę ukrywał, że seria, choć urzekła mnie
rewelacyjnymi rysunkami, scenariuszem nie powaliła już na kolana. Okazało się
bowiem, że całość to proste fantasy, łączące w sobie stylistykę czerpaną z
komiksów amerykańskich, europejskich i mangi. Nadal jednak przyjemne w odbiorze
i warte polecenia miłośnikom gatunku, nawet jeśli fabularnie nie wybijające się
jakoś szczególnie ponad podobne dzieła.
Po wydarzeniach z ostatniej części
Maika Półwilk płynie do Pontusu, gdzie znajduje się obóz dla uchodźców,
Rozlewisko Łez. To tylko jeden z przystanków na jej drodze do odkrycia sekretów
własnej przeszłości, ale dziewczyna ma nadzieję na chwilę odpoczynku i spokoju.
Tym bardziej, że Potwór milczy, odkąd pożywił się załogą okrętu Królowych Krwi.
Niestety okresy jego milczenia stają się coraz krótsze, a to nie wróży niczego
dobrego. Zresztą to nie jedyny problem, z jakim dziewczyna musi się zmierzyć.
Pontus nie jest rajem, jakiego oczekiwała, jakby tego było mało, wojna zbliża
się coraz większymi krokami, a ona znajduje się w samym centrum wydarzeń. Tylko
działając razem z Potworem będzie miała szansę przetrwać, ale i to poświęcenie
może nie wystarczyć…
Jak już pisałem na wstępie,
„Monstressa” fabularnie jest rzeczą ciekawą, ale na kolana nie powalającą. To typowe
fantasy z bohaterką kryjącą w sobie bestię, masą wrogów do pokonania,
przyjaciół towarzyszących w jej wyprawie i niezwykłych miejsc. Przygód tu nie
brakuje, na nieco humoru też znalazło się miejsce – seria właściwie na każdym
polu czerpie z mangi, więc i żarty, jakie tu znajdziecie, są w stylu japońskich
autorów. Czyta się to wszystko przyjemnie, czasem z emocjami, „Monstressa” ma
na dodatek ciekawy klimat i odpowiedni ciężar fabularny…
… ale i tak najlepsze są w niej
ilustracje. Bo w końcu w scenariuszu nie znajdziemy nic oryginalnego, jeśli
dostatecznie znamy literaturę, komiksy i filmy z gatunku fantasy. Jeśli zaś
chodzi o szatę graficzną, Sana Takeda, czerpiąc pełnymi garściami z komiksu
amerykańskiego, europejskiego i mangi, stworzyła coś, co absolutnie zachwyca.
W jej rysunkach realizm zderza się z
prostotą, a rożne techniki mieszają się ze sobą, dając rewelacyjny efekt
finalny. Kreska i przepiękny kolor, barwny, bogaty, ale stonowany, doskonale
uzupełniają się nawzajem, z miejsca wpadając w oko i zachwycając.
Po „Monstressę” warto więc sięgnąć
już dla samych ilustracji. Na szczęście fabuła, mimo wszystkiego, co napisałem
powyżej, została dobrze poprowadzona i nie zawiedzie miłośników gatunku. Co
prawda aż chciałoby się, żeby tak rewelacyjnie narysowany komiks, również pod
względem scenariusza zwalał z nóg, ale nie jest źle, więc czytelnicy mają się z
czego cieszyć.
Komentarze
Prześlij komentarz