STARY,
ALE JARY
Dwa dzieła Marka Millara zrobione
dla Marvela, „Wojna domowa” i „Staruszek Logan” to także dwa najlepiej
sprzedające się komiksy w historii tego wydawnictwa. I tak się również złożyło,
że – spośród wielu innych, w dużej mierze po polsku niewydanych – to właśnie
ich swoiste kontynuacje ukazały się właśnie w ramach eventu „Tajne wojny”. O
„Wojnie domowej” pisałem już w oddzielnym tekście, teraz pora przyjrzeć się
przygodom Logana przyszłości. Wersja Millara to jeden z moich ulubionych
komiksach o X-Menach w ogóle, więc oczekiwania miałem duże i chociaż Bendis nie
wszystkim im sprostał, w moje ręce trafił kolejny udany komiks jego autorstwa,
który warto poznać, jeśli czytaliście oryginalnego „Staruszka Logana”.
Źli zwyciężyli. Najwięksi wrogowie
superbohaterów połączyli siły, a że nie mieli żadnych oporów, szybko pokonali
herosów, wymordowali ich, a Stany Zjednoczone rozdzielili między siebie. Ci
nieliczni z obrońców naszej planety, którzy przetrwali, ukrywają się i wiodą
niezwracający na siebie uwagi żywot. Tak też było z Wolverine’em, który miał
rodzinę, troszczył się o nią, ale los znów nie był dla niego łaskawy. Teraz,
kiedy wszechświaty Marvela zginęły, jałowa rzeczywistość staruszka Logana
została włączona do Bitewnego Świata, a nasz mutant przemierza go, odkrywając
powoli sekrety zarówno jego, jak i siebie samego. Pytanie tylko, jakie jest
jego przeznaczenie w tym, co nadciąga i czy w końcu znajdzie swoje miejsce…
„Staruszek Logan” to komiks bardzo ważny
pod wieloma względami. Z jednej strony to bardziej event, niż solowa opowieść o
Wolverine’ie, bo pokazuje los wielu herosów i dzieje świata Marvela, w którym
to ci źli wygrali. Jednocześnie to właśnie ta historia, łącznie z udaną
„Śmiercią Wolverine’a” stała się inspiracją dla mocno przereklamowanego co
prawda, ale i tak wartego poznania filmu „Logan”. Wiem, że w tym momencie wielu
czytelników się na mnie oburzy, bo każdy zachwycał się tym kinowym obrazem, ale
jeśli czytało się komiks Millara, nie robi on już najmniejszego wrażenia. Przed
Bendisem postawiono więc nie lada zadanie zmierzenia się z tym dziełem, jego
godnego kontynuowania i przy okazji otwarcia z założenia zamkniętej historii,
na włączenie jej do kanonu i danie szansy jako solowej serii.
Co z tego wyszło? Coś całkiem
udanego, choć innego od pierwowzoru. „Staruszek Logan” Bendisa jest przede
wszystkim mniej brutalny, niż wersja Millara. Jeśli chodzi o mrok, obie
historie są podobnie ponure, czasem depresyjne, ale tli się w nich nadzieja.
Niniejszy komiks jest jednak mniej przełomowy, to bardziej rozrywka, niż rzecz
z przesłaniem. Twórca „Ultimate Spider-Mana” nie bawi się tu tak motywami, jak
jego poprzednik, ale i tak, jak to na niego przystało, tworzy udaną historię,
wyróżniającą się na tle podobnych Wolverine’owych wariacji. Miłośnicy bohatera
będą więc bardzo zadowoleni, a przy okazji czeka na nich niezłe wprowadzenie do
świata, który od pewnego czasu Marvel konsekwentnie rozwija.
Gorzej niestety jest z
ilustracjami. Grafiki Andrei Sorrentino, znanego choćby z niektórych zeszytów
„All-New X-Men” (do scenariuszy Bendisa oczywiście) to prosta, brudna robota.
Nie są złe, mają swoje dobre strony, ale mnie nie kupują. Może to przez kolor,
który jest przejaskrawiony, a może ze względu na zbytnie uproszczenie realizmu,
niemniej nie przekonały mnie do siebie, choć nie wątpię, że swoich zwolenników
znajdą.
Tak czy inaczej komiks wart jest
poznania i polecam go z czystym sercem. Wolvie dobrze czuje się w ponurych,
lekko westernowych klimatach pomieszanych z fantastyką spod szyldu postapo i to
widać. Logan może i jest tu stary, ale jary – jak mówi przysłowie – i wciąż
jest najlepszy w tym, co robi.
Komentarze
Prześlij komentarz