Tajne wojny. Strefy wojny: Staruszek Logan - Brian Michael Bendis, Andrea Sorrentino

STARY, ALE JARY


Dwa dzieła Marka Millara zrobione dla Marvela, „Wojna domowa” i „Staruszek Logan” to także dwa najlepiej sprzedające się komiksy w historii tego wydawnictwa. I tak się również złożyło, że – spośród wielu innych, w dużej mierze po polsku niewydanych – to właśnie ich swoiste kontynuacje ukazały się właśnie w ramach eventu „Tajne wojny”. O „Wojnie domowej” pisałem już w oddzielnym tekście, teraz pora przyjrzeć się przygodom Logana przyszłości. Wersja Millara to jeden z moich ulubionych komiksach o X-Menach w ogóle, więc oczekiwania miałem duże i chociaż Bendis nie wszystkim im sprostał, w moje ręce trafił kolejny udany komiks jego autorstwa, który warto poznać, jeśli czytaliście oryginalnego „Staruszka Logana”.


Źli zwyciężyli. Najwięksi wrogowie superbohaterów połączyli siły, a że nie mieli żadnych oporów, szybko pokonali herosów, wymordowali ich, a Stany Zjednoczone rozdzielili między siebie. Ci nieliczni z obrońców naszej planety, którzy przetrwali, ukrywają się i wiodą niezwracający na siebie uwagi żywot. Tak też było z Wolverine’em, który miał rodzinę, troszczył się o nią, ale los znów nie był dla niego łaskawy. Teraz, kiedy wszechświaty Marvela zginęły, jałowa rzeczywistość staruszka Logana została włączona do Bitewnego Świata, a nasz mutant przemierza go, odkrywając powoli sekrety zarówno jego, jak i siebie samego. Pytanie tylko, jakie jest jego przeznaczenie w tym, co nadciąga i czy w końcu znajdzie swoje miejsce…


„Staruszek Logan” to komiks bardzo ważny pod wieloma względami. Z jednej strony to bardziej event, niż solowa opowieść o Wolverine’ie, bo pokazuje los wielu herosów i dzieje świata Marvela, w którym to ci źli wygrali. Jednocześnie to właśnie ta historia, łącznie z udaną „Śmiercią Wolverine’a” stała się inspiracją dla mocno przereklamowanego co prawda, ale i tak wartego poznania filmu „Logan”. Wiem, że w tym momencie wielu czytelników się na mnie oburzy, bo każdy zachwycał się tym kinowym obrazem, ale jeśli czytało się komiks Millara, nie robi on już najmniejszego wrażenia. Przed Bendisem postawiono więc nie lada zadanie zmierzenia się z tym dziełem, jego godnego kontynuowania i przy okazji otwarcia z założenia zamkniętej historii, na włączenie jej do kanonu i danie szansy jako solowej serii.


Co z tego wyszło? Coś całkiem udanego, choć innego od pierwowzoru. „Staruszek Logan” Bendisa jest przede wszystkim mniej brutalny, niż wersja Millara. Jeśli chodzi o mrok, obie historie są podobnie ponure, czasem depresyjne, ale tli się w nich nadzieja. Niniejszy komiks jest jednak mniej przełomowy, to bardziej rozrywka, niż rzecz z przesłaniem. Twórca „Ultimate Spider-Mana” nie bawi się tu tak motywami, jak jego poprzednik, ale i tak, jak to na niego przystało, tworzy udaną historię, wyróżniającą się na tle podobnych Wolverine’owych wariacji. Miłośnicy bohatera będą więc bardzo zadowoleni, a przy okazji czeka na nich niezłe wprowadzenie do świata, który od pewnego czasu Marvel konsekwentnie rozwija.


Gorzej niestety jest z ilustracjami. Grafiki Andrei Sorrentino, znanego choćby z niektórych zeszytów „All-New X-Men” (do scenariuszy Bendisa oczywiście) to prosta, brudna robota. Nie są złe, mają swoje dobre strony, ale mnie nie kupują. Może to przez kolor, który jest przejaskrawiony, a może ze względu na zbytnie uproszczenie realizmu, niemniej nie przekonały mnie do siebie, choć nie wątpię, że swoich zwolenników znajdą.


Tak czy inaczej komiks wart jest poznania i polecam go z czystym sercem. Wolvie dobrze czuje się w ponurych, lekko westernowych klimatach pomieszanych z fantastyką spod szyldu postapo i to widać. Logan może i jest tu stary, ale jary – jak mówi przysłowie – i wciąż jest najlepszy w tym, co robi.


Komentarze