MORDERCA WŚRÓD TRAW
Od kiedy wciągnąłem się w lekturę
książek Kinga, a było to dobrych kilkanaście lat temu, kocham opowieści o
małomiasteczkowych społecznościach, ich tajemnicach i mrocznych wydarzeniach
rozgrywających się w ich granicach. Nie ważne czy mam do czynienia z horrorem,
czy thrillerem. Nic więc dziwnego, że „Grass Kings” przypadło mi do gustu. Ale
i abstrahując od tego, seria Kindta i Jenkinsa to kawał dobrego komiksu, dla
fanów sensacji i thrillerów, który czyta się jednym tchem i z autentycznym
zaciekawieniem.
A zatem: witajcie w Królestwie
Trwa, nadmorskim miasteczku, do którego wstęp mają tylko wybrani. Grupa ludzi,
uciekając przed resztą świata, zaszyła się tutaj, tworząc zamkniętą społeczność
rządzącą się własnymi prawami i strzegącą swoich tajemnic za wszelką cenę.
Uciekli przed polityką, uciekli przed podatkami, uciekli przed własnym życiem.
Tylko czy taka egzystencja może trwać długo? Nie mogła. Doszło do wielkiej
walki, nie obyło się bez ofiar, ale teraz życie powoli wraca do normalności.
Maria, przez którą doszło do wojny, nadal mieszka u Roberta, a ludzie robią to,
co robili wcześniej. Ale nad Królestwem wiszą czarne chmury, bo wciąż
nierozwiązana zostaje sprawa seryjnych morderstw sprzed lat, której tropy wiodą
właśnie do zamkniętej społeczności. Czy psychopata może ukrywać się wśród jej
członków? Każdy w końcu ma tu swoje sekrety, a władza nie sięga tu swoimi
łapami. Gdy Robert i Bruce zaczynają węszyć, coraz głębiej zanurzając się w
wydarzeniach sprzed lat, na światło wychodzą coraz bardziej niewygodne fakty, a
Królestwo znów zaczyna być zagrożone…
Temat przewodni „Królowie Traw” jest
tak ograny, jak chwytliwy. Małomiasteczkowe thrillery, kryminały dziejące się w
niewielkich społecznościach, podobnie jak rozgrywające się w takiej samej
scenerii horrory, to już oddzielna gałąź gatunkowa. Ale nadal to prawdziwy
samograj, który ludzie uwielbiają i nieprędko przestaną. Oczywiście pod
warunkiem, że dane dzieło utrzyma poziom, jakiego od niego oczekują. I „Grass
Kings” takowy poziom trzyma. Co prawda, patrząc na to, co w obecnych czasach
staje się hitami, przeciętny odbiorca wymagań nie ma prawie żadnych, na
szczęście seria ta nie zadowala się tylko i wyłącznie na usatysfakcjonowaniu
takich czytelników.
Kindt, wykorzystując zgrane schematy,
snuje naprawdę nieźle pomyślaną fabułę i robi to w sposób tak sprawny i lekki,
że czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi – ani także nie czuje, że dostał
odgrzany kotlet. Bo opowieść o Królestwie Traw ma wszystko to, czego oczekuje
się od podobnych historii – ciekawych bohaterów, których sekrety odkrywamy
powoli, charakterystyczne miejsce akcji, dużo tajemnic, sporo wydarzeń… A
wszystko to poprowadzone odpowiednio szybko, kiedy fabuła tego wymaga, ale też
i należycie leniwie, kiedy potrzeba i jakże znakomicie zilustrowane, w sposób
realistyczny, choć pełen ujmującej niechlujności, widocznej głównie w warstwie
kolorystycznej.
Komentarze
Prześlij komentarz