Grass Kings #2 - Matt Kindt, Tyler Jenkins

MORDERCA WŚRÓD TRAW


Od kiedy wciągnąłem się w lekturę książek Kinga, a było to dobrych kilkanaście lat temu, kocham opowieści o małomiasteczkowych społecznościach, ich tajemnicach i mrocznych wydarzeniach rozgrywających się w ich granicach. Nie ważne czy mam do czynienia z horrorem, czy thrillerem. Nic więc dziwnego, że „Grass Kings” przypadło mi do gustu. Ale i abstrahując od tego, seria Kindta i Jenkinsa to kawał dobrego komiksu, dla fanów sensacji i thrillerów, który czyta się jednym tchem i z autentycznym zaciekawieniem.


A zatem: witajcie w Królestwie Trwa, nadmorskim miasteczku, do którego wstęp mają tylko wybrani. Grupa ludzi, uciekając przed resztą świata, zaszyła się tutaj, tworząc zamkniętą społeczność rządzącą się własnymi prawami i strzegącą swoich tajemnic za wszelką cenę. Uciekli przed polityką, uciekli przed podatkami, uciekli przed własnym życiem. Tylko czy taka egzystencja może trwać długo? Nie mogła. Doszło do wielkiej walki, nie obyło się bez ofiar, ale teraz życie powoli wraca do normalności. Maria, przez którą doszło do wojny, nadal mieszka u Roberta, a ludzie robią to, co robili wcześniej. Ale nad Królestwem wiszą czarne chmury, bo wciąż nierozwiązana zostaje sprawa seryjnych morderstw sprzed lat, której tropy wiodą właśnie do zamkniętej społeczności. Czy psychopata może ukrywać się wśród jej członków? Każdy w końcu ma tu swoje sekrety, a władza nie sięga tu swoimi łapami. Gdy Robert i Bruce zaczynają węszyć, coraz głębiej zanurzając się w wydarzeniach sprzed lat, na światło wychodzą coraz bardziej niewygodne fakty, a Królestwo znów zaczyna być zagrożone…


Temat przewodni „Królowie Traw” jest tak ograny, jak chwytliwy. Małomiasteczkowe thrillery, kryminały dziejące się w niewielkich społecznościach, podobnie jak rozgrywające się w takiej samej scenerii horrory, to już oddzielna gałąź gatunkowa. Ale nadal to prawdziwy samograj, który ludzie uwielbiają i nieprędko przestaną. Oczywiście pod warunkiem, że dane dzieło utrzyma poziom, jakiego od niego oczekują. I „Grass Kings” takowy poziom trzyma. Co prawda, patrząc na to, co w obecnych czasach staje się hitami, przeciętny odbiorca wymagań nie ma prawie żadnych, na szczęście seria ta nie zadowala się tylko i wyłącznie na usatysfakcjonowaniu takich czytelników.


Kindt, wykorzystując zgrane schematy, snuje naprawdę nieźle pomyślaną fabułę i robi to w sposób tak sprawny i lekki, że czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi – ani także nie czuje, że dostał odgrzany kotlet. Bo opowieść o Królestwie Traw ma wszystko to, czego oczekuje się od podobnych historii – ciekawych bohaterów, których sekrety odkrywamy powoli, charakterystyczne miejsce akcji, dużo tajemnic, sporo wydarzeń… A wszystko to poprowadzone odpowiednio szybko, kiedy fabuła tego wymaga, ale też i należycie leniwie, kiedy potrzeba i jakże znakomicie zilustrowane, w sposób realistyczny, choć pełen ujmującej niechlujności, widocznej głównie w warstwie kolorystycznej.


W skrócie: warto. Jeśli lubicie thrillery tego typu, opowieści o garstce facetów, którzy biorą sprawy w swoje ręce, to seria dla Was. Tym bardziej, że całość jest tak udana, iż może przekonać do siebie nie tylko miłośników tematu.

Komentarze