GDYBY SKYWALKER BYŁ DZIEWCZYNĄ
Science fiction i twarde kobiece
postacie to połączenie, które dobrze się sprawdza. Księżniczka Leia, Ellen
Ripley czy Sarah Connor są na to najlepszym przykładem. Czy Spensa, bohaterka
najnowszej powieści Brandona Sandersona ma szansę dołączyć do tego grona?
Pewnie nie, ale to uparta, może nieco dziwna, ale sympatyczna dziewoja, o
przygodach której czyta się ze sporą przyjemnością. I nawet jeśli czasem bywa
infantylnie, „Do gwiazd” to naprawdę udane SF, może i młodzieżowe, ale nie w
stopniu, który rzucałby się zbyt mocno w oczy i zniechęcał dorosłych do
sięgnięcia po całość. Wręcz przeciwnie, niejeden „stary” odbiorca znajdzie tu
coś dla siebie i będzie bawił się dobrze, nawet jeśli – taki już urok prozy
Sandersona – bezrefleksyjnie.
Detritus nie jest światem, w którym
żyć chciałby ktokolwiek. To właściwie już nie tyle świat, co jego ruina, która
nieustannie i to od setek lat atakowana jest przez kosmitów zwanych Krellami,
których celem jest wybicie ludzi kryjących się pod powierzchnią. Ostatnią
nadzieją naszej rasy pozostają jednak piloci myśliwców, którzy walczą z
wrogiem. Do nich chciałaby się przyłączyć nastoletnia Spensa, jednak grzechy
jej ojca, zestrzelonego przed laty pilota dezertera, ciągną się za nią, utrudniając
jej życie. Aż pewnego dnia wszystko się zmienia. Gdy wrogowie zwiększają swoje
siły, rzucane przeciw mieszkańcom Detritusa, ludzkość zmuszona jest zrekrutować
nawet niedoświadczonych młodzików byle wspomogli eskadrę myśliwców w wcale z
Krellami. Tak oto Spensa zyskuje szansę na spełnienie swojego marzenia, ale jak
poradzi sobie z czekającym na nią i jej podobnym zadaniem, od którego zależeć
może życie wszystkich…
„Do gwiazd”, jak omawiane niedawno
przeze mnie „Stalowe serce” to powieść młodzieżowa. Pierwsza różnica między
nimi, jaka rzuciła mi się w oczy, to grubość, bo przygody Spensy rozpisane
zostały na tomiszcze dwa razy bardziej okazałe, niż wspomniana powieść. To zaś
rodziło nadzieję że stylistycznie rzecz będzie bardziej skupiona na opisach,
więcej w niej znajdzie się literackich rozwinięć, a treść nie zostanie
ograniczona do rozpisania czystej akcji. I, na szczęście, nie zawiodłem się.
„Do gwiazd” to całkiem niezła lektura, coś, co ma i akcję, i klimat – i kilka
ciekawych popisów wyobraźni także. Całość zbudowana została na mixie schematów
science fiction, zaczynając od walki z wrogiem, gdzie pobrzmiewają zarówno echa
„Terminatora”, jak i „Gwiezdnych wojen”, na bohaterce mającej w sobie coś z
Ellen Ripley, ale przede wszystkim z Luke’a Skywlkera, skończywszy.
Można powiedzieć, że powieść
Sandersona cierpi na brak odkrywczości. Można też powiedzieć, że to hołd dla
wszystkim doskonale znanej klasyki. Można też wreszcie dodać, że po prostu
autor odtwarza to, co wyssał z mlekiem gatunkowej matki. Jakkolwiek by do tego
nie podejść, całość jest nieźle napisana, nie najgorzej pomyślana, przyjemna i
szybka w odbiorze i dostarczająca całkiem sympatycznej rozrywki. Fani pisarza z
pewnością będą zachwyceni. Nie zawiodą się też ci, którzy szukają stricte
rozrywkowej fantastyki, która zapewni im solidną porcję rozrywki. Nie ma tu co
prawda głębi, nie można się jednak nudzić, a sama Spensa szybko zjednuje
sympatię czytelników i z przyjemnością śledzi się jej przygody.
Komentarze
Prześlij komentarz