Multiwersum - Grant Morrison, Ivan Reis, Joe Prado, Jim Lee, Doug Mahnke, Frank Quitely, Chris Sprouse, Ben Oliver, Cameron Stewart
WITAJCIE
W WIELOŚWIECIE
„Kryzys na nieskończonych Ziemiach” wykasował
niezliczone światy i zostawił tylko jedną, połączoną i spójną rzeczywistość.
Kolejne „Kryzysy” odmieniły jednak ten stan rzeczy, a teraz Grant Morris,
twórca „Ostatniego kryzysu” i wielu podobnych opowieści powraca w rewelacyjnym
evencie „Multiwersum”, w którym wszechświaty znów są zagrożone. Ale jeśli
myślicie, że to kolejna powtórka z rozrywki, bardzo się mylicie. Ta imponująca
opowieść to piękny hołd wcześniejszym dziełom i całemu uniwersum DC Comics, a
jednocześnie samodzielna rzecz, która jednak wymaga od czytelników dość bogatej
wiedzy na temat całego jakże bogatego i rozległego Multiwersum. Chociaż i bez
tego można się przy tym albumie bawić, jak przy świetnym kinowym blockbusterze.
Świat DC to nie jeden świat, a 52 wszechświaty
mające swoje miejsce w gigantycznym Multiwersum. 52 wszechświaty, które są do
siebie tak podobne, jak różne. Niezliczeni bohaterowie, niezliczeni wrogowie,
również liczne tragedie i triumfy. Ale nawet nieprzebrane zastępy herosów mogą
nie poradzić sobie z tym, co nadciąga. Zagrożenie jest wielkie, cale
Multiwersum jest w niebezpieczeństwie, a to, co nadchodzi, będzie równie
mordercze, co szalone i niezwykłe!
W roku 1985 DC Comics zaprezentował światu monumentalny
„Kryzys na nieskończonych Ziemiach” – dzieło, które było pierwszym komiksowym
eventem (Marvel ubiegł je o rok swoimi „Tajnymi wojnami”, ale tylko dlatego, że
wiedział, co tworzą artyści z DC). Przez
dekady po tym wydarzeniu istniał tylko jeden spójny świat, dopóki Grant
Morrison nie pokazał alternatywnej rzeczywistości w powieści graficznej „JLA:
Ziemia 2”, a potem kolejne „Kryzysy” umocniły tylko pozycję tego tematu, czyniąc
z niego znów ulubiony motyw twórców eventów. W „Multiwersum”, opowieści wydanej
trzy lata po „Flashpoincie”, Grant Morrison, po części kontynuując to co
pokazał w „Ostatnim kryzysie” (i co wykorzystali m.in. twórcy „Planetary”)
idzie o krok dalej i serwuje nam przewodnika po wszystkich 52 rzeczywistościach,
który jest jednocześnie imponującą rozmachem historią, w której dzieje się
dużo, w epickim stylu i z bogactwem nawiązań do niezliczonych komiksów.
Pewnie już zdążyliście zauważyć, że pisząc o tym
albumie unikam słów seria, miniseria czy maxiseria i nie robię tego
przypadkiem. „Multiwersum” bowiem to zbiór, w skład którego wchodzą dwa zeszyty
o takim tytule i siedem pojedynczych komiksów. Każdy z nich napisał Morrison,
za to zilustrował inny artysta. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść? Nic bardziej
mylnego, bo niniejsza opowieść jest spójna, także pod względem artystycznej
wizji i robi duże wrażenie. O wiele większe, od „Ostatniego kryzysu”, bo tu
poza akcją, epickimi pojedynkami i niezwykle rozległym obszarem wydarzeń –
obszarem zaludnionym setkami bohaterów – mamy nutę metafikcji, a różnorodność
szaty graficznej doskonale oddaje bogactwo poszczególnych światów.
Kto lubi dobre, epickie eventy, będzie z „Multiwersum”
zadowolony. To bardzo dobry, momentami rewelacyjny komiks, który czyta się
tak, jak ogląda wielkie kinowe hity, wgniatające
widza w fotel akcją i efektami. Pięknie przy tym wydany znakomicie prezentuje
się na półce. I chociaż jego znajomość nie jest niezbędna do znajomości
pozostałych eventów wydanych po polsku, warto po niego sięgnąć i to jeszcze
jak.
Komentarze
Prześlij komentarz