„American Pie” nigdy nie było dobrą serią. Lubię
niektóre jej odsłony, lubię niektóre momenty, ale jako całość mamy tu do
czynienia z wulgarną rozrywką dla zakompleksionych nastolatków. Jeszcze gorzej
jest z serią „American Pie Prezentuje”, która jest po prostu zboczoną, bezsensowną
papką. Ale tak źle, jak w filmie „Dziewczyny rządzą” jeszcze nie było.
Annie, Kayla, Michelle i Stephanie to cztery kumpele
kończące właśnie liceum. Wszystkie przeżywają miłosne wzloty i upadki,
szczególnie ta pierwsza, która wciąż jest dziewicą i wciąż nie może stracić
cnoty ze swoim chłopakiem. A tymczasem na horyzoncie pojawia się nowy
przystojniak, który wpadnie w oko całej czwórce…
Już ten opis brzmi tragicznie, prawda? Ale taki
jest ten film – złożony z samych klisz, których nie powinno się w ogóle powielać.
A twórcy na dodatek powielają je w kiepski sposób. A mogło być… nie, pięknie być
nie mogło, ale nieźle. Po tym, jak „American Pie: Księga miłości” wniosła coś
do serii (czyli genezę pochodzenia legendarnego podręcznika seksu) oraz po
udanym „Zjeździe absolwentów”, który był sentymentalną wyprawą w przeszłość,
będącą niczym spotkanie kupla z czasów młodości, kiedy było się głupim,
zboczonym nastolatkiem, seria miała przed sobą jakieś perspektywy. Niestety twórcy
zamiast pójść w tym kierunku, postawili na nową rzecz… Z tym, że nic nowego tu
nie ma.
Film pierwotnie miał być skoncentrowany wokół
męskiej obsady. Przerobiono go na szybko na rzecz o czterech przyjaciółkach, a
efekt finalny jest taki, jakby ktoś zrobił babski remake jedynki. Taka sama
fabuła, podobne sceny… Tylko, że jest dużo gorzej. Fabuła to nic innego, jak
najgorszy typ komedii romantycznej o przyjaciółkach. Niby trochę przełamany
wulgaryzmami i seksem, ale i tych jest mało a co gorsza w ogóle do treści nie
pasują. Czy to jeszcze „American Pie”? Na siłę można powiedzieć, że tak, ale
poza szkołą i faktem, że jedna z bohaterek należy do familii Stiflerów nie ma tu nic, co łączyłoby tą serię. Zniknął
nawet Eugene Levy, który wystąpił dotąd we wszystkich częściach i chwała mu za to, bo szkoda go do takiego filmu.
Spotkałem się gdzieś z opinią, że feminizm zabił
ten film. Niestety prawda jest taka, że nic nie było w stanie go ocalić przed
śmiercią. A feminizm? Nawet go tu nie ma. No chyba, że grupę bohaterek-idiotek,
które wydają się nie mieć mózgu nazwiemy symbolem feminizmu. Po wszystkim zostaje
żal, że seria jest w ogóle kontynuowana i obawy, że nawet najlepsze pomysły na
kolejne odsłony zostaną tak bezlitośnie zamordowane, jak ten gniot.
Komentarze
Prześlij komentarz