Hellblazer (Warren Ellis) - Warren Ellis, John Higgins, Frank Teran, Timothy Bradstreet, Javier Pulido, James Romberger, Marcelo Frusin, Phil Jimenez
Jeśli „Hellblazer” ta najczęściej albo Garth Ennis,
albo Brian Azzarello. Bo właśnie ta seria najmocniej kojarzy się z nazwiskami
tych scenarzystów, którzy zrewolucjonizowali ją tak, że echa ich prac do dziś
pobrzmiewają w świecie komiksu. Ale cykl ten, przez lata jego wydawania, pisali
najróżniejsi świetni autorzy, jak chociażby Neil Gaiman czy Paul Jenkins. I do
tej grupy zalicza się także znakomity pisarz, Warren Ellis, którego prace
doczekały się właśnie polskiego zbiorczego wydania. I chociaż nie są one tak
wybitne, jak jego poprzedników, twórca ten zdołał dostarczyć nam godnej
kontynuacji tamtych dzieł, po którą jednocześnie śmiało możecie sięgnąć nie
mając większego pojęcia o losach bohatera i cyklu.
John stracił w swoim życiu wiele. Zdrowie,
przyjaciół, ukochane osoby… Teraz musi zmagać się z kolejną stratą, kiedy jego
była dziewczyna zostaje brutalnie zamordowana. Kto tego dokonał? Tego nasz
bohater zamierza się dowiedzieć swoimi metodami. Ale kolejna wyprawa w głąb
magicznych brudów Londynu stanie się dla niego także wyprawą w głąb samego
siebie i wspomnień o dawnych miłościach…
„Hellblazer” to najdłużej ukazujący się cykl od
Vertigo – imprintu DC skierowanego do dojrzałego czytelnika (wychodził
nieprzerwanie od 1988 do 2013 roku, a i nie zniknął potem, chociaż przeszedł
transformację w coś zupełnie innego). „Hellblazer” to także jedyna seria od DC,
której bohater starzeje się w takim tempie, w jakim czas płynie w naszym
świecie. Wreszcie – i to najważniejsze – „Hellblazer” to jedna z najlepszych
serii w dziejach komiksu i najlepsza, skierowana do dorosłych, która wciąż
ukazuje się na polskim rynku. Szkoda więc, że ten tom, szósty z kolei, jest
ostatnim - choć wydawca już zapowiada dwa tomy z klasycznymi zeszytami. W końcu jeszcze wiele historii o Johnie Constantinie zostało do
opowiedzenia, ale kto wie, co przyniesie przyszłość.
A póki co cieszmy się tym komiksem, bo jest czym.
Myślicie, że opowieść o magiku będzie kolejną wersją przygód „Doktora
Strange’a”? Nic bardziej mylnego. John jest magikiem, ale to cyniczny cham,
który wykorzystuje ludzi, anioły i demony byle samemu coś ugrać. Broni czasem
świata, ale ważniejsze są dla niego własne sprawy, przez co cierpią inni.
Ubrany w płaszcz, z papierosem w ustach, przemierza mroczne scenerie by mścić
się albo umykać wrogom. Ma swój kodeks moralny, dzięki czemu nie da się go nie
lubić, ale jednocześnie nie jest kimś, kogo lubić by się dało. A jego przygody
nie są tym, co można by polecić osobom młodym czy wrażliwym. Każdy tom, a ten
nie jest wyjątkiem, to brudna, brutalna i wulgarna rozrywka dla dorosłych. Ale
pod tym brudem kryje się mądrość, komentarz społeczny i naprawdę znakomita
psychologia.
Ellis, który zaserwował nam jednego z najbardziej cynicznych, chamskich i wkurzających bohaterów komiksowych w dziejach („Transmetropolitan”), dobrze odnajduje się w tym wszystkim i tworzy znakomite historie. Nic dziwnego, że jego scenariusze do tej serii uważane są za jedne z najlepszych (zaraz po Ennisie i Azzarello). Do tego dochodzi dobra szata graficzna, czasami może i zbyt cartoonowa, ale ratowana przez brud, mrok i stonowane barwy. Wszystko to zaś, razem wzięte daje kolejny znakomity komiks, który warto jest poznać. Można go czytać bez znajomości poprzednich tomów serii, ale zaręczam, kiedy tylko wnikniecie w lekturę, zapragniecie poznać całość, potem łykniecie „Sagę o potworze z bagien” (gdzie Constatntine debiutował) i jedyny zeszyt Gaimana napisany dla „Hellblazera” i wraz będzie Wam mało. I to właśnie najlepsza rekomendacja, jaką mogę wystawić tej serii.
Komentarze
Prześlij komentarz