My Hero Academia: Heroes Rising

ALL FOR ONE, ONE FOR ALL

 

Pierwszy film z serii „My Hero Academia” był dość prostą, zachowawczą rozrywką. Udaną, ale nie zachwycającą. Jego kontynuacja (dziejąca się po mangowym story arcu „Meta Liberation Army”) „My Hero Academia: Heroes Rising” to już o wiele lepsze kino. Niby to kolejny bitewniak, niby poza walkami jest tu niewiele, ale całość została tak wyśmienicie zrealizowana, że bije nie tylko pierwszą część, ale i okazuje się jedną z najlepszych nawalanek anime, jaką miałem okazję oglądać. Lepszą nawet od większości filmów kinowych „Dragon Balla” a to o czymś świadczy.

 

Fabuła, tradycyjnie, jest prosta. Nasi młodociani bohaterowie w końcu mogą sprawdzić się jako herosi, kiedy pod ich opiekę oddana zostaje wyspa Nabu. To spokojne miejsce ma sprawdzić jak poradzą sobie z pomaganiem ludziom, bez opieki dorosłych, bez pomocy nauczycieli i jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz. Nikt jednak nie spodziewał się, że na wyspie mieszka chłopiec, którego moce będą chcieli zdobyć przestępcy. Odcięci od świata młodzi herosi, nie mając jak uciec z wyspy ani nie mogąc nikogo powiadomić o swojej sytuacji, muszą stawić czoła grupie bandytów, z którą nie mają najmniejszych szans…

 

W przypadku pierwszego filmu z serii „My Hero Academia” narzekałem, że same walki są nijakie, jak w każdym właściwie filmie tego gatunku. W przypadku „Heroes Rising” jest zupełnie inaczej. O ile tam starć było niewiele, tu wypełniają one cały film, ale walczą najróżniejsi bohaterowie, korzystający z wszelkiej maści darów i robią to w naprawdę różnorodny sposób. Dzięki temu film nie nudzi ani przez chwilę, widzowie obserwują iście epicki popis mocy, a przy okazji całość robi spore wrażenie swoją widowiskowością.

 


Fabularnie rzecz też nie zawodzi. Niby treść jest prosta, ale udana, świetnie wpasowująca się w klimat mangi i oferująca wiele zaskakujących pomysłów. Najlepiej wypada ten z finału, którego nie chcę Wam zdradzać, a który ma zapewnić naszym bohaterom zwycięstwo. Widz ogląda i zastanawia się co z tego wyniknie, autentycznie ciekaw rozwoju wydarzeń, a chociaż rozwiązanie wszystkiego nieco kuleje, zabawa i tak jest znakomita.

 

Jeśli więc lubicie bitewniaki, poznajcie koniecznie. Co prawda bez znajomości ogółu wydarzeń z mangi i anime nie ma zbyt wielkiego sensu oglądać tej produkcji – owszem, można i to ze zrozumieniem wszystkiego, ale jednak wiele wtedy stracicie – ale nie zmienia to faktu, że „Heroes Rising” to świetne kino rozrywkowe. Dobrze, że twórcy, choć miała to być ostatnia część serii, zdecydowali się na nakręcenie kolejnego filmu. Oby tylko udało im się zachować ten sam, świetny poziom.


Komentarze