Amazing Spider-Man. Globalna sieć #10: Odejść z hukiem – Dan Slott, Nick Bradshaw, Giuseppe Camuncoli, Stuart Immonen, Marcos Martín, Humberto Ramos
Dan Slott nad przygodami Spider-Mana pracował
dekadę. Pisanie serii przejął po genialnym jej reformatorze, J.M. Straczynskim,
który wywrócił życie i mitologię Spidera do góry nogami. Co prawda pod koniec
jego runu czekałem już, kiedy ktoś inny przejmie i odświeży cykl, ale okazało
się, że Slott nie dorastał mu do pięt. Owszem, stworzył kilka świetnych
opowieści, jednakże cała jego praca nad tytułem naznaczona była kopiowaniem
pomysłów poprzedników. Nic więc dziwnego, że już od dawna, a już najbardziej od
początku czwartego volume’u „Amazing Spider-Mana”, czekałem na koniec jego
rządów. I chwila ta właśnie nadeszła i jak na Slotta przystało, znów mamy
powtórkę z rozrywki. Na szczęście całkiem przyjemną w odbiorze i w niezłym
stylu wieńczącą kolejny etap losów Spider-Mana.
Norman Osbron powrócił i jest potężniejszy niż
kiedykolwiek. Jako Zielony Goblin napsuł już krwi Peterowi Parkerowi i
Spider-Manowi. Tak samo robił, kiedy działał po prostu jako Osborn. Teraz
jednak połączył siły z Carnage’em, szalonym, morderczym symbiontem i stał się
Czerwonym Goblinem. Walka z nim to
jednak za dużo dla Człowieka Pająka, dlatego będzie potrzebował pomocy innych
posiadaczy pajęczych mocy i nie tylko! Gdy walka staje się coraz bardziej
zajadła, a zdrada naznacza życie Petera, nieuchronnie zbliża się nie tylko
wielki finał starcia, ale też i tragedia, która wstrząśnie wszystkimi…
Na wstępie napisałem, że Slott swoje pomysły
budował na pomysłach innych autorów i trudno tego nie dostrzec. Nawet jeśli nie
mieliście okazji czytać całego jego runu, który po polsku wyszedł tylko
częściowo, wiecie o tym doskonale. Jaki był pomysł na „Superior Spider-Mana”?
Prosty: wróg zabija Petera i przejmuje jego tożsamość, chcąc udowodnić, że jest
lepszy w tym od niego – a to wypisz wymaluj treść „Ostatnich łowów Kravena”.
„Spiderversum”? Przecież to tylko nieco rozbudowana kopia starć z Morlunem
znanych z „Powrotu do domu” i „The Other”. „Spisek klonów”? „Clone Saga” raz
jeszcze. Długo można by wymieniać. Ten tom to też kolejna wariacja na temat starcia
z Goblinem, których było już tyle. Ale, jak wspominałem, całkiem udana.
Najlepiej w trakcie lektury bawić się będą dwa typy
czytelników: ci, którzy nie są obeznani z pajęczą klasyką i nie będą przez to
odczuwali tego, że wszystko to już było oraz ci, którzy są zagorzałymi fanami
serii i doskonale znają postacie i wydarzenia, dzięki czemu wyłapią wszystkie
smaczki i nawiązania i cieszyć będą się z gościnnego udziału postaci.
Abstrahując jednak od tego wszystkiego, jaki jest ten komiks? Epicki, to najlepsze
określenie. Rozpisana na niemal dwieście stron akcja, pełna gościnnego udziału
bohaterów tak „Spider-Mana”, jak i Marvela w ogóle, podana w szybkim tempie i w
widowiskowy sposób, nie pozwala nudzić się ani przez chwilę. Slott stara się
też zaserwować nam emocje, wzruszenia, ważne momenty… Nie wyciska łez, nie
zaskakuje, nie porusza, ale opowieść, którą nam serwuje, jest sympatyczną
rozrywką superhero, która bardzo przyjemnie wypadłaby na wielkim ekranie jako
kolejny marvelowski hit.
Wszystko to dobrze wieńczy udana szata graficzna.
Cały zastęp rysowników znanych już z poprzednich komiksów z serii świętuje tu
nie tylko finał sagi Czerwonego Goblina czy runu Slotta, ale też i jubileusz
osiemsetnego zeszytu serii, wchodzącego w skład tego tomu. Najlepiej i najbardziej
nastrojowo wypadają tu Ramos i Immonen, ale i reszta radzi sobie dobrze. Dzięki
nim i dobremu doborowi barw, budują udany klimat i podkreślają dynamikę akcji.
Do tego mamy tradycyjnie świetne wydanie, grubsze przy okazji od poprzednich tomów.
W skrócie: całkiem udane podsumowanie pewnego etapu
serii. Nie wszystko jest tu spełnione, bo uśmiercenie pewnej postaci nie robi
też takiego wrażenia, jak to, co spotkało ją w serii kilka lat temu, ale fani
będą bawić się nieźle, a momentami naprawdę dobrze. „Odejść z hukiem” (wymowny
tytuł, nieprawdaż?) to po prostu udany komiks superhero, który warto
przeczytać, jeśli lubicie Spider-Mana.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz