Amazing Fantasy #1000 - Anthony Falcone, Rainbow Rowell, Dan Slott, Ho Che Anderson, Ryan Stegman, Marco Checchetto, Terry Dodson, Kurt Busiek, Jonathan Hickman, Jim Cheung, Armando Iannucci, Olivier Coipel, Neil Gaiman, Steve McNiven, Mike Pasciullo, Todd Nauck

DOBRZE SIĘ TRZYMA, JAK NA SZEŚĆDZIESIĄTKĘ

 

Tysięczny Amazing Fantasy pojawił się na rynku. Jak tam ludziom z Marvela wyszło, że to tysiąc, to już ich sprawa – wiem, wiem, chodzi o tysięcznego Pająka no ale… - ale jest okazja do jubileuszu. Połączonego z sześćdziesiątką, jaka stuknęła właśnie tej postaci. I chociaż ostatnie numery i jubileusze to rozczarowania – czasem większe, czasem mniejsze – ten zeszyt jest całkiem niezły i wart poznania.

 

Fabuła w skrócie to… Cóż, to różne historie różnych autorów. Ot dla uczczenia. Czasem dzieje się tam więcej, czasem mniej, czasem bardziej odkrywczo, czasem wtórnie, jak… Sami wiecie. Ale pokazuje różnorodność przygód postaci i ją samą.

 

W roku 1961 pojawił się magazyn zawierający różnorodne krótkie komiksy Amazing Adventures. Wyszło wtedy sześć numerów, zanim rzecz zmieniła się w Amazing Adult Fantasy. Pod tym tytułem przetrwał do 14 numeru, by w piętnastym stać się po prostu Amazing Fantasy. I to tylko na jeden numer. Ale to właśnie tam zadebiutował Spider-Man i chociaż miał dalej pojawiać się w magazynie, magazyn upadł, Pająk dostał swoją własną serię i tak się to toczyło do lat 90. XX wieku, kiedy to pismo wróciło, ot na trzy numery, a potem reaktywowano je jako miniserię z drugim volumem z lat 2004-2006, gdzie zadebiutowała postać Arañi – Anyi Corazon. I jeszcze coś kombinowano na przełomie 2021-2022 roku, gdzie pojawił się trzeci volume Amazing Fantasy o tajemniczej wyspie. A teraz rzecz wróciła z 1000 na okładce. No i, jakby nie liczyć, tysięczny AF to to nijak nie jest. Pająk? Ten spod szyldu Amazing Spider-Man już tak, ale jeśli liczyć wszystkie kanoniczne tylko serie, dawno już tę liczbę przekroczył. No ale jest, świętuje i świętują z nim różni artyści, a ci…

 


Gaiman dał radę, Hickman dał radę, radę dał też Busiek, reszcie pisanie tego numeru wyszło umiarkowanie. Powyżsi nie zrobili co prawda jakichś arcydzieł, ale wyróżnili się, coś tam pokazali i było to niezłe. Najlepiej tu chyba poradził sobie Gaiman, twórca, który pomysły ma, potrafi pisać przyjemnym, literackim stylem, ale nie zawsze te pomysły uciąga i rozwija, jak należy. Tu dał radę z całkiem fajną metafikcyjną opowiastką, a że partnerował mu McNiven, gość od najlepszych ilustracji w całym zeszycie, wyszło to tak, że serio warto jest po komiks sięgnąć.



Reszta jest niezła, ale czegoś brak. Bo albo gdy scenariusz jest dobry, to rysunki pozostawiają wiele do życzenia (Slaves of the Witch-Queen – tak, wiem, tytuł beznadzieja, ale komiks całkiem przyjemny) albo fajne ilustracje psuje słaba fabuła (Sinister 60). Jeszcze historia Hickmana i Checchetto składa się na obu polach całkiem dobrze, ale po tej gaimanowskiej też wypada nieco słabiej, niż by mogła. A całość? Całość jest ogólnie niezła, momentami naprawdę dobra, różnorodna. Do świętowania, do poznania Pająka, jakby ktoś jeszcze tego nie zrobił – całkiem przyjemna to propozycja. Choć jak na tak ważny jubileusz, i sobie, i Wam, życzyłbym czegoś naprawdę przełomowego i niezwykłego, a tej przełomowości i niezwykłości trochę tu brakuje.


Recenzja opublikowana też na portalu Planeta Marvel.

Komentarze