They can't make things worse for me
Sometimes I'd rather die
They can tell me lots of things
But we don't see eye to eye
- Agent Orange
Jest nowy, przedostatni
tom (a raczej pierwsza część ostatniego) „Deadly Class”. I bardzo dobrze, bo
udana to seria i tylko szkoda, że Non Stop poszedł ścieżką oryginalnego wydania
i ten finał wydaje nam podzielony na dwie części. Ale dobrze, że jest no i
dobrze, że seria już się kończy, bo nadal jest bardzo dobra, a dalsze jej
ciągnięcie to byłoby już solidne rozwodnienie całości. Więc cieszę się i chętnie
bym już dorwał kolejną część, żeby doczytać do końca. A na razie mówię po
prostu – fajnie było i pobudziło apetyt.
Zaczyna się ostatni story
arc. Pora rozliczyć się z grzechami, z problemami i tajemnicami, które wychodzą
na światło dzienne. A w tym szalonym wirze śmiercionośnej rozgrywki są oni –
Marcus i Saya, czyli ci najgroźniejsi z najgroźniejszych. I będą musieli stanąć
naprzeciwko siebie. a przy okazji podjąć decyzje, które zaważą na przyszłości i
mogą zmienić wszystko!
Się rozpisał Remender w
tej serii, jak nigdy. Zawsze, jak coś robi, ogranicza się do dość niewielkiej
ilości zeszytów. Okej, może jak siedział nad seriami superhero dla Marvela to
trochę tam gościł, acz też nieprzesadnie długo, ale solowo to raczej szybko i
konkretnie wszystko robi – czasem trochę dłużej („Fear Agent”), czasem krócej („Tokyo
Ghost”). No a z tego wszystkiego „Deadly Class” wyszło mu chyba najdłużej, więc
widać, że lubił to i mu się chciało. No ale jeśli wiecie co nieco o autorze, to
wiecie, że to depresyjny ponurak, czarnowidz i na dodatek facet, który
nienawidzi wspomnień ze szkoły średniej. I to się tu czuje.
No ale abstrahując od tej
głębszej warstwy znaczeniowej opowieści, „Deadly Class” to kawał świetnej
opowieści akcji starającej się – skutecznie zresztą – oddać estetykę, klimat i
feeling tamtych lat. A że rzecz stoi i akcją, i klimatem, na tym się skupia, co
wychodzi jej jak najbardziej na dobre. Co tu właściwie dużo mówić, wszystko
jest takie, jakie być powinno – krwawe, brutalne, mroczne, ale jednocześnie
lekkie, dynamiczne, z pewnym specyficznym poczuciem humoru, przekonujące, choć
absurdalne i jednocześnie bardzo jaskrawe w swej kolorystyce. I jednocześnie
czuć, że to już finał, że za rogiem czeka nas koniec. I szkoda będzie się
rozstawać z tym wszystkim, ale na razie po prostu dobrze się bawię, cieszę ze
znakomitych w swej prostocie ilustracji i jestem zadowolony, że seria nadal tak
dobrze wypada.
Komentarze
Prześlij komentarz